Nie liczyłam na to, że drugi tom trylogii Kristoffa i Kaufman zrobi na mnie większe wrażenie niż pierwszy. A jednak! Zarówno pod względem fabularnym jak i graficznym "Gemina" wypada lepiej niż "Iluminae". Pierwsze sto stron tryska humorem, a czytelnikowi uśmiech nie schodzi z twarzy. Później akcja się zagęszcza i od lektury wprost nie można się oderwać, choć nikomu nie jest już do śmiechu... Momentami strasznie, momentami po prostu interesująco. "Geminę" czyta się błyskawicznie, a fabuła wciąga i absorbuje już od pierwszych stron. A finał... Cóż, szkoda, że trzeci tom ukaże się (prawdopodobnie) za rok.
W "Iluminae" lubiłam Kady i Ezrę. Ale Hannę i Nika uwielbiam całą sobą. Szczególnie Nika wraz z jego tatuażamy, stylizacją na młodego gniewnego, dobrym sercem i ironią na wargach. Sądzę, że w tym bohaterze zakocha się każda czytelnika, która choć przez jedną chwilę marzyła o chłopaku z charakterem i mroczną przeszłością. I choć Hanna jest z początku postacią jakich wiele (przypomina mi bardzo Avery z "Tysiąca pięter") to wraz z rozwojem akcji przeobraża się i staje się bohaterką godną uwagi (i uczucia Nika!).
Czytając "Iluminae" miałam łzy w oczach. Tym razem obyło się bez wzruszenia, chociaż styl Kaufman i Kristoffa wpłynął na mnie na tyle, aby zgrzytać zębami i szczerze nie znosić tych złych. Jasne, to nie jest najwybitniejsza powieść na świecie. Z pewnością istnieją lepsze odyseje kosmiczne, bardziej nieprzewidywalne i mocniej wstrząsające. Mimo to, "Gemina" jest powieścią wyjątkową i intrygującą. Jej forma, oprawa graficzna i konstrukcja fabularna - książki to zbiory akt i dowodów w sprawie międzygalaktycznego przestępstwa - sprawiają, że nie mogę się doczekać premiery trzeciej części. A ten finał! Ach, cóż za złośliwość autorów tak kończyć środkowy tom trylogii.
Z początku może się wydawać, że "Gemina" to zupełnie inna opowieść, która jest jedynie zanurzona w tym samym uniwersum co "Iluminae". Jednak pod koniec obie fabuły splatają się w sensowną całość. Zachęcam do przeczytania nawet osoby, które na co dzień nie sięgają po powieści, których akcja rozgrywa się na stacjach kosmicznych!
"Gemina" Jay Kristoff i Amie Kaufman |
Czytając "Iluminae" miałam łzy w oczach. Tym razem obyło się bez wzruszenia, chociaż styl Kaufman i Kristoffa wpłynął na mnie na tyle, aby zgrzytać zębami i szczerze nie znosić tych złych. Jasne, to nie jest najwybitniejsza powieść na świecie. Z pewnością istnieją lepsze odyseje kosmiczne, bardziej nieprzewidywalne i mocniej wstrząsające. Mimo to, "Gemina" jest powieścią wyjątkową i intrygującą. Jej forma, oprawa graficzna i konstrukcja fabularna - książki to zbiory akt i dowodów w sprawie międzygalaktycznego przestępstwa - sprawiają, że nie mogę się doczekać premiery trzeciej części. A ten finał! Ach, cóż za złośliwość autorów tak kończyć środkowy tom trylogii.
Z początku może się wydawać, że "Gemina" to zupełnie inna opowieść, która jest jedynie zanurzona w tym samym uniwersum co "Iluminae". Jednak pod koniec obie fabuły splatają się w sensowną całość. Zachęcam do przeczytania nawet osoby, które na co dzień nie sięgają po powieści, których akcja rozgrywa się na stacjach kosmicznych!
Komentarze
Prześlij komentarz