Przejdź do głównej zawartości

"Moje nowe życie" Meg Rosoff

Chyba trochę zatęskniłam za post apokaliptycznymi powieściami dla młodzieży. Ponieważ za wiele tego typu ciekawych tytułów w nowościach wydawniczych nie znalazłam to postanowiłam sięgnąć po "Moje nowe życie" Meg Rosoff. Okładka paskudna, opis lakoniczny, ale po przejrzeniu pierwszych stron doszłam do wniosku, że ta krótka powieść ma co najmniej jedną dużą zaletę - bohaterka jest właściwie antybohaterką. Trudną dziewczyną, z problemami, a nie kolejną pięknością o wybitnej inteligencji i super-mocach. Daisy, a właściwie Elizabeth, jest średniej urody, średniej inteligencji i pakuje się w kłopoty dla czystej przyjemności bycia zbuntowaną piętnastolatką.

"Moje nowe życie" Meg Rosoff
To dobra książka. Akcja trzyma w napięciu, jest prężna i dość trudna do przewidzenia żeby nie znudzić się po piątym rozdziale (które to są krótkie, więc czyta się naprawdę szybko). Jednak ma też kilka poważnych wad. Przede wszystkim wszystko jest całkowicie nierealne. I nie chodzi mi tu o smoki i moc przenikania przez ścianę, a raczej o całkowity pozbawiony prawdopodobieństwa opisywania zwyczajnych wydarzeń, jak praca w ogrodzie, wycieczka nad rzekę lub relacji pomiędzy członkami rodziny... Sam koncept, że pięcioro dzieciaków zostaje bez opieki, na Bóg jeden wie jak długo, jest całkiem niedorzeczny. Ta wada jest związana z kolejną - zbyt słabo rozbudowany świat przedstawiony. Czytelnik wie naprawdę mało i przez to fabuła jest alogiczna. Brak informacji wynika jednak z najpoważniejszego zarzutu... Mam na myśli odczucie, które towarzyszyło mi cały czas, że czytam szkic powieści, a nie powieść. Fragmentaryczność, urywanie myśli w połowie, słabo opisana psychika głównej bohaterki, choć cała powieść ma przypominać wspomnienia przez nią spisywane... Jeszcze jednym irytującym aspektem jest idealizacja postaci Peiper, która wprost jest nazwana w tekście dzieckiem przypominającą "Najświętszą Panienkę". Ileż można?

Chyba największą zaletą prócz mocnej figury antybohaterki jest udane upodobnienie języka powieści (lub jej szkicu) do języka mówionego. Drugą, pomniejszą zaletą jest kompozycja zakończenia. Ambitne i wolne od osądów na temat postaw moralnych bohaterów w obliczu wojny i walki o życie. I choć sam problem wojny autorka zminimalizowała prawie do tła to udało jej się uniknąć podobieństwa do serii "Jutro" (blee, nie polecam). Właściwie głównym problemem jest etyka Daisy i wszystkich osób, które spotyka od wyjazdu z Nowego Jorku. 

Dość dobrze, krótko i inaczej niż zapowiada to tandetna okładka. Nie tylko dla młodzieży, ale tylko dla osób z otwartym umysłem. Raczej polecam, choć widoczne wady mogą zniechęcić mniej więcej w połowie, gdy akcja staje się szczególnie pourywana, chaotyczna i fragmentaryczna. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z