Przejdź do głównej zawartości

"Nasza własna wyspa" Sally Nicholls

"Nasza własna wyspa" Sally Nicholls

Wszystkie brytyjskie książki dla dzieci z ubiegłego stulecia mają niepowtarzalny urok, są pełne ciepła i otulają czytelnika kokonem bezpieczeństwa. Czy to "Kubuś Puchatek", czy książki o Misiu Paddingtonie, a nawet powieści o Harrym Potterze.  Nie inaczej jest z powieścią Sally Nicholls pod tytułem "Nasza własna wyspa". Choć książka opowiada o rodzeństwie, które zostało osierocone i musi samo sobą się zajmować, to jest to opowieść pełna humoru i ciepła, jakiego próżno szukać w książkach z kontynentu. "Nasza własna wyspa" jest kierowana do czytelnika trzynasto-, czternastoletniego, ale zarówno młodsi jak i starsi świetnie odnajdą się w historii opowiadanej przez Holly. Starsi czytelnicy przeniosą się w czasie do lat swojego dzieciństwa, a młodsi utożsamią się  z najmłodszym, siedmioletnim Davym. 

Mniej więcej w połowie, "Nasza własna wyspa" zaczyna bardzo przypominać tradycyjne powieści młodzieżowe sprzed stu lat, w którym dzieci i nastolatkowie wyruszają sami w daleką podróż, aby odnaleźć skarb oraz aby poznać lepiej samych siebie i swoich najbliższych. W pierwszej połowie autorka skupia się na przedstawieniu licznych postaci oraz wyjaśnieniu dlaczego troje rodzeństwa, które ma żyjących krewnych samo się sobą zajmuje. Dzięki temu powieść jest dość realistyczna, czytelnik prawie-prawie może uwierzyć w wizytacje kuratora, niesympatyczną szefową Jonathana a nawet zwariowaną ciocię i ukryty spadek.  

To taka książka-pocieszajka. Idealna na poprawę humoru, dobra na ten dzień w roku, kiedy brakuje sił do uśmiechu i trochę nie chce się nam wierzyć w pomoc od obcych (lub prawie obcych) ludzi. Czyta się ekspresowo. Powieść wydana jest tak jak przystało na książkę dla czternastolatków - olbrzymie marginesy, sporo wakatów. Do przeczytania raz, góra dwa. Ale warta przeczytania. Chociażby po to, aby przez kilka dni czuć owo ciepło na sercu, które pojawia się, gdy Holly opisuje swoje relacje z braćmi, gdy Davy dba o królika, a Jonathan nie waha się ani przez moment, gdy przychodzi mu decydować o losie młodszego rodzeństwa. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z