Z całą pewnością ostatnie tygodnie mojego czytelniczego życia należą do Pilipiuka. Nic więc dziwnego, że wreszcie skusiłam się na najmłodszy zbiór opowiadań Wielkiego Grafomana. Tym razem w moje łapki trafiło "Wilcze leże". To już dziewiąta antologia. Tak jak w dwóch poprzednich dominują w niej opowiadania o losach Roberta Stroma. Nie zabrakło też doktora Skórzewskiego - dwie, niedługie historie o polskim lekarzu wyjątkowo mocno przypadły mi do gustu. I dość zabawne "Promienie X" i wyjątkowo ciekawe opowiadanie "Ci, którzy powinni pozostać" wydają się być nieco odmienne od wcześniejszych, ale i mocniej zapadające w pamięć.
Najsłabsze jest chyba opowiadanie tytułowe, które (o dziwo) nie znajduje się, jak zwykle, na początku zbioru. "Wilcze leże" to opowieść o młodej, żydowskiej dziewczynie, która w czasie okupacji ucieka z miasteczka i skrywa się w lesie. Cały czas podczas lektury miałam wrażenie, że tak często spotykam się z podobnymi historiami, że tym razem po prostu to do mnie nie trafia. Ponadto mało porywające jest opowiadanie "List z wysokich gór". Całe szczęście wszystkie pozostałe historie są naprawdę dobre. Nawet niesamowicie krótka "Szafa" ujęła mnie całkowicie.
Najsłabsze jest chyba opowiadanie tytułowe, które (o dziwo) nie znajduje się, jak zwykle, na początku zbioru. "Wilcze leże" to opowieść o młodej, żydowskiej dziewczynie, która w czasie okupacji ucieka z miasteczka i skrywa się w lesie. Cały czas podczas lektury miałam wrażenie, że tak często spotykam się z podobnymi historiami, że tym razem po prostu to do mnie nie trafia. Ponadto mało porywające jest opowiadanie "List z wysokich gór". Całe szczęście wszystkie pozostałe historie są naprawdę dobre. Nawet niesamowicie krótka "Szafa" ujęła mnie całkowicie.
"Wilcze leże" Andrzej Pilipiuk |
W tym zbiorze niesamowicie ważne są ilustracje. Zwracają uwagę nie mniej niż same opowiadania i wyciągają z nich to co najlepsze. Mam wrażenie, że są bardziej trafione i lepiej dopasowane do humoru twórczości Pilipiuka niż było to w poprzednich antologiach. Choć sam zbiór opowiadań wydaje się być mniej nasączony sarkastycznym poczuciem humoru autora. Jest też jakby mniej fantastycznie. Mimo wilkołactwa i oddechu świętych, których oddech czuć na plecach ta antologia jest jakoś mniej przesycona fantastyką, niemożliwościami i magią. Mimo to czyta się naprawdę dobrze, lekko i z uśmiechem na ustach.
Najbardziej do gustu przypadły mi opowiadania o Stormie. Szczególnie pierwsze z nich - "Odległe krainy" oraz "Cmentarzysko Marzeń". Oba są oniryczne, a przez to delikatne, zwiewne i pełne magii, której trochę brakuje mi w tym tomie. Chciałoby się rzec, że są też urocze, ale czy można tak mówić o prozie autora książek o Jakubie Wędrowyczu? Może to po prostu Storm jest uroczy, mimo swych dziwactw, nawyków i starokawalerstwa.
Polecam miłośnikom Pilipiuka. To jedna z lepszych antologii jego autorstwa. Prawie tak dobra jak "Reputacja" i "Szewc z Lichtentrade". To też dobry tekst dla osób, które chcą dopiero wejść do "Światów Pilipiuka". Wyjątkowo mała ilość aluzji i wyjątkowo mało istotne nawiązania do wcześniejszych opowiadań zachęcają nowicjuszy do sięgnięcia po ten tom. Sympatycznie i dużo mniej strasznie niż zazwyczaj.
Komentarze
Prześlij komentarz