Przejdź do głównej zawartości

"It ends with us" Coleen Hoover

"It ends with us" Colleen Hoover

Moje spotkania z twórczością Hoover dzielą się na dwa typy - całkowite zauroczenie i dozgonna miłość lub niemałe rozczarowanie i duży niedosyt. Najnowsza książka amerykańskiej autorki, która będzie mieć w Polsce premierę za kilka dni należy niestety do drugiej kategorii. Choć "It ends with us" nie jest tak rozczarowujące jak "Maybe somday" i "Ugly love" to daleko jej do "Hopeless".  Ten tytuł jest średni. Pod każdym względem. Ani nie zachwycił, ale też nie sprawił mi tyle nieprzyjemności co wspominane "Maybe somenday". Po przeczytaniu posłowia rozumiem dlaczego autorka zdecydowała się napisać tę historię, ale wolałabym aby na przyszłość podarowała sobie tytuły edykacyjno-umoralniające i skupiła się na czymś bardziej artystycznym.

Finał zmarnował wszystko. Jasne, już po setnej stronie wiedziałam, że to nie będzie książka, do której wrócę tak jak wracam do "Hopeless". Ale przesłodzony epilog dobił resztki mojej sympatii do głównej bohaterki. O właśnie, główna bohaterka - Lily. To postać będąca połączeniem Belli ze "Zmierzchu" i Tate z "Ugly love". Młoda kobieta całkowicie wyidealizowana i dodatkowo jeszcze oblana lukrem. Nic dziwnego, że sama fabuła, przypominająca baśń o Kopciuszku stała się nieznośna, gdy główna bohaterka jest równie głupia co piękna i równie naiwna co zdolna. Najbardziej nieudaną częścią "It ends with us" są sceny erotyczne - napisane banalnie, trochę na wzór popularnych ostatnio powieści w typie "Pięćdziesięciu twarzy Greya", a trochę w typie wyidealizowanych przedstawień miłosnych uniesień z powieści dla nastolatek. Podejrzewam, że Hoover chciała opisać namiętność pomiędzy bohaterami w sposób, który łączy opisy z Greya i młodzieżówek, ale... Cóż, nie wyszło.  

Chyba największą zaletą jest Atlas. Postać nieoczywista i zdecydowanie ciekawsza niż Ryle. Jest jakby równowagą dla wyidealizowanej Lily i powstałego ze stereotypów Ryle'a. Trochę żałuję, że autorka nie pokusiła się o więcej rozdziałów, w których dokładniej przedstawia tę postać. Ponadto książka ta posiada jeszcze dwie zalety - jest napisana lekko i z humorem, choć tematyka nie zawsze sprzyja dowcipom. Dzięki temu powieść czyta się dość sprawnie, choć zdarzają się momenty, w których aż chce się przewracać oczami i wzdychać nad głupotą Lily.

Polecam romantyczkom. Tylko i wyłącznie. To powieść, która nie ma do zaoferowania nic więcej niż opis kilku lat z miłosnego życia naiwnej, głupiutkiej, ale pięknej Lily Bloom. Powieść do przeczytania i zapomnienia. Może pomóc zrelaksować się przed snem mimo (z założenia) poważnej tematyki jaką porusza. Jeśli komuś zależy na poznaniu lepszego obrazu toksycznych związków to odsyłam do "Bardzo białej wrony" Ewy Nowak, która zrobiła na mnie wrażenie zdecydowanie większe niż nowa powieść Hoover.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z