"Linia serc" Rainbow Rowell |
Już nie mogę doczekać się świąt Bożego Narodzenia, dlatego postanowiłam jeszcze w październiku sięgnąć po książkę, której akcja rozgrywa się właśnie w Święta. I choć mam kilka sprawdzonych, stałych literackich 'wprowadzaczy świąteczneog nastroju' to postanowiłam zaczekać z nimi do grudnia, a teraz dać szanse powieści, która już dobry rok czekała na przeczytanie. Mowa tu o powieści "Linia serc" Rainbow Rowell. To pierwsza powieść amerykańskiej autorki skierowana do dorosłych, którą przeczytałam. Cóż, młodzieżówki od Rowell mnie nie porwały, ale i tak są ciekawsze niż "Linia serc"/
To bardzo prosta opowieść o prawdziwej miłości. Takiej, która zaczęła się jeszcze, gdy bohaterowie byli na studiach i która trwa nadal mimo przeciwności losu. Raz lepiej, raz gorzej, ale mimo wszystkie wrazem. Do czasu. Do czasu gdy przezabawna Gorgie McCool musi spędzić Gwiazdkę w pracy, tworząc scenariusze do komediowego serialu, a jej mąż i dzieci wyjeżdżają na drugi koniec kraju. Związek Neala i Gorgie zostaje wystawiony na bardzo poważną próbę.
Cóż, wcale nie poczułam magii świąt. Równie dobrze bohaterowie mogli by wyjechać na zwyczajne wakacje albo jakiekolwiek inne święta, a nie na Boże Narodzenie. A szkoda. Bo naprawdę liczyłam na to, że już teraz poczuję tę szczególną atmosferę. Ale to i tak nie jest najpoważniejsza wada tej powieści. Zdecydowanie bardziej irytował mnie fakt, że ta historia jest aż tak prosta i nieskomplikowana. Owszec, napisana lekko i przyjemnie. Parę razy rozbawiły mnie gagi ze studenckich lat bohaterów. Mimo to spodziewałam się większego zamętu i rozterek. Bardziej wyrazistych emocji, pełnych napięcia dialogów i bardziej mięsistych postaci. Od Setha zaczynając, a kończąc na Margaret.
Także ten paranormalny twist uznaję za średnio udany. Coś na kształt realizmu magicznego wplątanego w banalną opowieść o miłości... Gdyby jeszcze można wytłumaczyć te niesamowitości magią świąt... Albo czymkolwiek innym. A tak autorka funduje nam takie nieoczywiste rozwiązanie nie podając żadnych wyjaśnień, kończąc fabułę wzruszeniem ramion i wspomnieniem o deja vu. W niewielkim stopniu ten paranormalny twist przypominał mi "Miłość ze snu", ale mniej dopracowaną i ze starszymi bohaterami.
Polecam romantyczkom. To powieść dobra dla kobiet, wierzących w siłę miłości i więzy małżeńskie. Dodaje otuchy i poprawia humor, choć nie jest wyzwaniem intelektualnym to dostarcza rozrywki i poprawia humor. Nie jest to świąteczna książka, którą najlepiej czytać w wigilijny poranek, ale raczej remedium na złamane serce, po które można sięgnąć w gorszej chwili. Lekkie, momentami banalne i przewidywalne, ale podnoszące na duchu.
Komentarze
Prześlij komentarz