"Dzień ostatnich szans" Robyn Schneider |
Pierwsza powieść Robyn Schneider była poradnikiem optymizmu i podchodzenia do życia z uśmiechem na ustach, za to druga publikacja jej autorstwa jest lekcją realizmu i umiejętności dostosowywania oczekiwań do możliwości. Dobrze, że dałam Schneider drugą szansę, bo "Dzień ostatnich szans" przypadł mi do gustu o wiele bardziej. Podziwiam tę powieść za realizm i szczerość opisywanych wydarzeń. Tak łatwo przyszło mi odnaleźć siebie w Lane'ie i jego braku umiejętności cieszenia się z życia. Jeszcze łatwiej przyszło mi utożsamiać się z Sadie, która tak bardzo boi się zmian, że woli cierpieć niż zaryzykować... Dawno nie spotkałam w literaturze młodzieżowej bohaterów, którzy byliby tak mało wyidealizowani! Nie dość, że chorzy, smutni, ponurzy i depresyjni to jeszcze leniwi, uparci i nie przystosowani do roli króla balu. Hej, jak fajnie spotkać człowieka w książce o ludziach!
Lane zachorował na hipergruźlicę i trafił do ośrodka odciętego od świata, bez internetu i złudzeń. To właśnie tam spotyka Sadie - dziewczynę, którą cztery lata wcześniej spotkał na obozie. Ona też jest chora. I wydaje się o wiele szczęśliwsza w miejscu, w którym prześwietlenie płuc jest codziennością, niż w zwykłej szkole. Brzmi trochę jak "Gwiazd naszych wina" lub inne książki o parze chorych nastolatków? Tak, ale w tej książce nastolatkowie szybko przestają być nastolatkami. Zachowują się jak dorosłe, w pełni ukształtowane osoby, a czasem jak seniorzy, którzy swoje już przeżyli i nie mają potrzeby "żyć pełnią życia w ostatnich dniach". Dzięki temu powieść jest szczera, autentyczna i nie przypomina poradnika motywującego do życia. Jednocześnie nie jest depresyjna i przygnębiająca, jest... po prostu prawdziwa. Choć hipergruźlica nie istnieje, a cała opowieść jest fikcyjna to myśli i słowa postaci - szczególnie Sadie - brzmią prawdopodobnie życiowo.
Książkę czyta się szybko. Bardzo prędko odnalazłam się w świecie Latham - placówki edukacyjno-senatoryjnej dla młodzieży, chorującej na gruźlicę. Miejsce akcji przypominało mi szpital z "Pod kloszem" Meg Wolitzer. Ujęły mnie nawiązania do "Dumy i uprzedzenia" oraz twórczości Kurta Vonneguta. To takie drobne smaczki, które sprawiają, że "Dzień ostatnich szans" to opowieść nie tylko dla nastolatków, zdrowych bądź nie. Mam nadzieję, że wrócę kiedyś do tej opowieści, gdy będę potrzebować nieco więcej realizmu w powieści realistycznej dla młodzieży niż zazwyczaj. Uważam, że to dobry tytuł dla każdego, niezależnie od płci i wieku, który ma dość instagramowej, wyidealizowanej rzeczywistości i porad "jak żyć pięknie, szczęśliwie i zdrowo", gdy wokół tylko zmęczenie, znudzenie i normalność.
Komentarze
Prześlij komentarz