"Wyspa" Sigríður Hagalín Björnsdóttir |
Moje pierwsze spotkanie z literaturą islandzką i od razu skok na głęboką wodę. To z całą pewnością lektura, którą zapamiętam na długo. Dystopia po islandzku, czyli "Wyspa" Sigríður Hagalín Björnsdóttir to opowieść, która wręcz ociera się o realność i błaga o zwrócenie na nią uwagi. Pewnego dnia, Islandia zostaje odcięta od świata. Nie ma łączności satelitarnej, telefonicznej, internetowej. Samoloty i statki nie docierają do tej wyspy na krańcu świata, a te, które opuszczą wody terytorialne giną bez wieści.
Powieść Björnsdóttir intryguje nie tylko tematem i gatunkiem, ale też formą. Choć z początku wydaje się, że to tylko naprzemienna narracja kilku osób, która czasem przeplatana jest rozdziałami, imitującymi artykuły prasowe, to pod koniec powieści dość czytelnik zdaje sobie sprawę, że wszystko to było piękną mistyfikacją, a za dziwnie zatytułowanymi rozdziałami kryje się coś więcej niż tylko opisy porodu owiec. To z całą pewnością największe zalety "Wyspy". Ta niespodziewana kompozycja, zwielokrotnienie narratorów i żonglowanie formą - umieszczanie slajdów z prezentacji multimedialnych, wyimków z gazet.
W kilku miejsca "Wyspa" jest zwyczajnie zabawna. Całą dramaturgię i tragizm odciętej od świata wyspy rozładowuje kilka celnych, ironicznych uwag i żartów sytuacyjnych. Jednak im dalej w las, tym ciemniej. Ostatnie rozdziały wolne są jednakże od dowcipów, autorka skupia się w nich na ukazaniu co dzieje się ze społeczeństwem, gdy traci ono wiarę w państwo, władzę, przyszłość. Tym samym Björnsdóttir czyni ze swojej książki bardzo pouczającą i przygnębiającą historię. Na uwagę zasługuje też związek Hjaltiego i Maríi - to bardzie wiarygodna psychologicznie i złożona relacja dwóch skrajnie odmiennych charakterów.
To dobra książka, dla każdego, kto chciałby przeczytać "Rok 1984" w wydaniu z XXI wieku. Autorce należą się też gratulację za dbałość o losy postaci drugo- i trzecioplanowych. Debiut Islandki przypadnie do gustu także miłośnikom political fiction ze względu na rozbudowany obraz rządu (i jego przemian) na tytułowej wyspie. Są w niej momenty całkiem wciągające, oraz dłużyzny, które nieco nużyły. Koniec końców, to pozycja warta uwagi, choć wymagająca i niełatwa.
Komentarze
Prześlij komentarz