Przejdź do głównej zawartości

"Murzynek B." Artur Daniel Liskowacki

"Murzynek B." Artur D. Liskowacki
Bardzo rzadko decyduję się napisać recenzję tytułu zaliczanego do polskiej literatury pięknej. Nie zmienia to faktu, że sięgam po takie pozycje dość często. Przeważnie decyduję się na opisanie książki, która zrobiła na mnie duże i niespodziewane wrażenie. Tak jest i tym razem. Mając w pamięci niedawną lekturę "Zawiszy Czarnego" Ćwieka, starszy o kilka ładnych lat "Murzynek B." wydawał mi się ogromnie podobny. Artur Daniel Liskowacki napisał powieść o Mulacie, który urodził się i wychowywał w Polsce. Cierpi przez swoją odmienność, niezrozumienie przez otoczenie oraz niejasne pochodzenie i trudną relację z czarnoskórym ojcem. Ale to nie temat tej powieści jest najbardziej zaskakujący. To forma sprawia, że "Murzynek B." fascynuje i bawi przez pierwsze 50 strom, aby potem zamienić się w męczarnie i ból głowy.

Może to taki polski sposób na pisanie o osobach odmiennej rasy - zanurzyć historię w nawiązaniach popkulturowych. Utopić inność głównego bohatera w żarcikach, skojarzeniach i grach słownych, tak aby cała odmienność postaci zniknęła w gąszczu myśli. Trzeba przyznać - było to zabawne przez pierwsze kilkadziesiąt stron. Potem stało się już tylko męczące. podobnie jak brak dialogów zapisanych w mowie niezależnej. Myślę, że taka zabawa formą i językiem byłaby świetnym rozwiązaniem, gdyby autor tworzył opowiadanie. Jednak powieść wymagałaby, moim zdaniem, czegoś co pozwoli czytelnikowi skupić uwagę na dłużej.

Podobnie jak Ćwiek, Liskowacki tworzy katalog zachowań przeciętnego obywatela państwa na P., który spotka w swoim rodzimym mieście ciemnoskórego chłopca, a później mężczyznę. To chyba najciekawszy wątek w "Murzynku B.". Najsłabszym wątkiem jest ten, który dotyczy dziadka, ojca matki tytułowego obywatela. Zupełnie nie rozumiem co autor chciał uzyskać w ten sposób.

Nie polecam. To męcząca książka. Dla koneserów i wielbicieli eksperymentów literackich. W "Murzynku B." znajdziemy zarówno coś z satyry jak i coś z powieści obyczajowej. Ale to wciąż za mało, aby przeżyć 300 stron gier językowych i nawiązań kulturowych i historycznych.   

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z