"Murzynek B." Artur D. Liskowacki |
Może to taki polski sposób na pisanie o osobach odmiennej rasy - zanurzyć historię w nawiązaniach popkulturowych. Utopić inność głównego bohatera w żarcikach, skojarzeniach i grach słownych, tak aby cała odmienność postaci zniknęła w gąszczu myśli. Trzeba przyznać - było to zabawne przez pierwsze kilkadziesiąt stron. Potem stało się już tylko męczące. podobnie jak brak dialogów zapisanych w mowie niezależnej. Myślę, że taka zabawa formą i językiem byłaby świetnym rozwiązaniem, gdyby autor tworzył opowiadanie. Jednak powieść wymagałaby, moim zdaniem, czegoś co pozwoli czytelnikowi skupić uwagę na dłużej.
Podobnie jak Ćwiek, Liskowacki tworzy katalog zachowań przeciętnego obywatela państwa na P., który spotka w swoim rodzimym mieście ciemnoskórego chłopca, a później mężczyznę. To chyba najciekawszy wątek w "Murzynku B.". Najsłabszym wątkiem jest ten, który dotyczy dziadka, ojca matki tytułowego obywatela. Zupełnie nie rozumiem co autor chciał uzyskać w ten sposób.
Nie polecam. To męcząca książka. Dla koneserów i wielbicieli eksperymentów literackich. W "Murzynku B." znajdziemy zarówno coś z satyry jak i coś z powieści obyczajowej. Ale to wciąż za mało, aby przeżyć 300 stron gier językowych i nawiązań kulturowych i historycznych.
Komentarze
Prześlij komentarz