"Ruina i rewolta" Leight Bardugo |
Trylogia "Grisza", akt trzeci. Moje oczekiwania rosły wraz z zagłębianiem się w świat wykreowany przez Bardugo. I tym razem już tylko cieniutka granica dzieliła moje marzenia od tego, co dostałam w "Ruinie i rewolcie". Autorce parę razy udało się mnie zaskoczyć, kilka razy przewidziałam jednak bieg akcji i nie byłam zaskoczona takim lub innym zwrotem fabularnym. Nie odgadłam jednak największej zagadki, na której zbudowano narrację całej trylogii. Smutno mi, że to już koniec. Naprawdę rozgościłam się w świecie Griszów i chętnie spędziłabym jeszcze kilka wieczorów w towarzystwie Aliny i Mala. Mam nadzieję, że inne powieści Bardugo osadzone w tym uniwersum sprawią mi równie wiele radości co finałowe rozdziały "Ruiny i rewolty".
Najbardziej podoba mi się wydźwięk zakończenia całej trylogii. Nie tak optymistyczny jak zwykle w książkach, w których bohaterowie są nastoletni, ale też nie tak przygnębiający jak w wielu seriach fantasy, gdzie dobro walczy ze złem. To takie słodko-gorzkie zakończenie, trochę aspirujące do filozoficznych pytań o ludzką chciwość oraz o naturę pyrrusowego zwycięstwa. Dzięki takiemu finałowi cała trylogia nabiera pogłębionego wydźwięku i zmusza do myślenia. Na wyróżnienie należy też kontynuowanie stylizacji na carskie imperium - trochę bałam się, że autorka porzuci ten pomysł na rzecz rozwijającej się, bardzo szybkiej akcji. Na szczęście, Bardugo porozsiewała po całym królestwie drobne okruszki - imiona, przezwiska, gry słowne - dzięki którym rosyjskie imperium było wciąż obecne w Ravce. Trzecią wielką zaletą "Ruiny i rewolty" jest pogłębianie psychiki postaci. Nie tylko dwóch najważniejszych, ale także tych drugoplanowych. Mam wrażenie, że autorka nie zapomniała o żadnym z bohaterów, którzy byli choć raz wymienieni z imienia, a to nie zdarza się często w epickich narracjach fantasy.
Czyta się dobrze, płynnie i lekko. Nie raz, nie dwa tak bardzo wciągnęłam się w snutą opowieść, że sama nie wiedziałam kiedy przekładałam kolejne strony i jak znalazłam się pięć rozdziałów dalej. Polecam "Ruinę i rewoltę" tym, którzy po przeczytaniu poprzednich tomów czuli niedosyt i chcieli wiedzieć więcej, nie tylko o losach Ravki, ale też o wewnętrznie sprzecznym marzeniom Aliny i roli Mala w całej opowieści. Samą trylogię mogę gorąco zarekomendować miłośnikom gatunku oraz tym, którzy chcieliby uwierzyć, że gdzieś, kiedyś istniało królestwo Ravka, a w nim żyli potężni Griszowie... To naprawdę dobra pozycja, można dzięki niej odpocząć przy interesującej historii i poczuć cały wachlarz emocji.
Komentarze
Prześlij komentarz