Przejdź do głównej zawartości

"Zgubiono, znaleziono" Brooke Davis

Przedziwna książka. Pod każdym względem. Zabawna i irytująca. Dojrzała opowieść o trojgu całkowicie niedojrzałych postaciach - siedmioletniej dziewczynce, zdziecinniałym prawie dziewięćdziesięcioletnim staruszku i nigdy nie dojrzałej kobiecie po osiemdziesiątce. Przewrotna i (trochę zbyt) mocno poetycka opowieść o poszukiwaniu siebie. Słodko-gorzka, przewrotna i pozostawiająca specyficzny posmak. Jedna z tych powieści, o których nie można zapomnieć, choć wcale nie dlatego, że jest arcydziełem. Ciężka w odbiorze i lekka w lekturze. 
"Zgubiono, znaleziono" Brooke Davis

Siedmioletnia Millie prowadzi Księgę Nieżyłków, w której odnotowuje śmierć wszystkiego i wszystkich, którzy ją otaczają.  Pewnego dnia musi do niej wpisać także swojego tatę. Pewnego dnia po jego śmierci gubi się w domu towarowym... Z pomocą przychodzi jej Karl Maszynopiszący. Staruszek, który wciąż nie pogodził się ze swoim wiekiem i śmiercią żony. Następnie na ratunek zagubionej rusza jej sąsiadka - zrzędliwa, wredna i wyjątkowo niesympatyczna Agatha. 

Przez pierwsze 80 stron przyzwyczajałam się do niespotykanego i udziwnionego stylu autorki. bardziej skupiłam się na nietuzinkowych porównaniach i metaforach niż samej fabule. Mnóstwo symboli, metafor skomponowanych w zdania o nienaturalnym szyku. Dopiero gdy już oswoiłam się trochę z tak poetyckim sposobem narracja zdałam sobie sprawę jak kuriozalne są niektóre przygody trójki nietuzinkowych bohaterów. I choć absurd goni absurd, a wszystko okraszone jest dziecięcym poczuciem humoru. Za to w tle wciąż majaczy postać plastikowego manekina z domu towarowego, który z czasem zyskuje własne imię oraz staje się nieodzownym towarzyszem dziwnej podróży.  A cóż to jest za podróż! Pieszo, pociągiem, autobusem, kradzionymi samochodami... To także podróż w głąb samych siebie. Poznajemy bohaterów, przyglądamy się ich metamorfozom, dostrzegamy jak dojrzewają i dorastają.

Wszystko w tej książce jest choć troszkę dziwne. Nietypowy format. Ekstrawagancka okładka (także jej wewnętrzna część). Dziwny jest także sposób w jaki zmienia się narracja. Każdy z bohaterów jest tak odmienny, specyficzny i nietuzinkowy, że sposób narracji zmienia się, gdy zmieniamy rozdział (a każdy opatrzony jest imieniem postaci, abyśmy wiedzieli dokładnie czyimi oczami poznamy dalszy ciąg opowieści). Te niezbyt płynne przejścia w narracji, a także pewna niejednorodność stylu (tym razem w obrębie jednego rozdziału) sprawia, że czujemy lekki zawrót głowy podczas czytania, szczególnie jeśli pochłaniamy rozdział za rozdziałem.

Polecam dojrzałym czytelnikom, którym nie obce są egzystencjalne rozterki i  depresyjne rozmyślania o sensie życia i śmierci. To wbrew pozorom dość ciążka lektura, poruszająca ważne tematy w niekonwencjonalny sposób. Przejmująca i dojmująca. Dobra, gdy chcemy pomyśleć nad poruszanymi wątkami. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z