Przejdź do głównej zawartości

"Bez słów" L. J. Smith

Okładka książki Bez słów
"Bez słów" L. J. Smith

 

Po smutnych, tragicznych i (dość) ciekawym zakończeniu ósmej księgi od razu sięgnęłam po księgę dziewiątą. Nawet jeśli nie do końca z ciekawości lub żalu za jednym z głównych bohaterów to bardziej z poczucia obowiązku. Tak jak poprzednio cała seria składa się ze swoistych, trzytomowych pod-serii, które razem tworzą jeden ciąg przygód. Tak i w tym przypadku księgi ósma, dziewiąta i dziesiąta opisuje kolejne wydarzenia następujące po sobie w bardzo krótkich odstępach czasu. Akcja "Bez słów" tuż po chwili, która kończy "Bez szans". Dobre to o tyle, że czytając tom po tomie, bez przerw czasowych pamiętam dokładnie wszystkie szczegóły i jakoś sprawniej się czyta. Nie kłuje w oczy także mała ilość stron. "Bez słów" ma zaledwie dwieście siedemdziesiąt stron, wydanych (jak cała seria) bez poszanowania dla papieru, czyli dość sporą czcionką, z dużą interlinią i trochę za dużymi marginesami. 

To co ratuje tę część to końcówka. Jest choć odrobinę zaskakująca i przyznaję, że nawet mnie - nieczułą i wredną babę - sumienie ruszyło oraz zrobiło mi się troszkę przykro na myśl o kolejnej tragedii w życiu bohaterów. Drugą sporą zaletą tego tomu jest brak przesłodzonych i przejaskrawionych opisów miłości i czułości. Nawet scena ślubu była dość "łagodna" w odbiorze i dłonie nie przykleiły mi się do okładki od nadmiaru lukru. Sama akcja jest dość żwawa, ale autorka nie uchroniła się przed schematami. Dużo tu motywów, które powielają się w poprzednich tomach - w tym w tomie ósmym. A to już troszkę nużące i nudne. No bo ile można biega po Wirginii i zabijać Pierwotnych? Albo ile razy można umierać tylko po to aby powstać z martwych? To nie jedyne utarte schematy, które wyprowadzały mnie z równowagi. Nie jestem tylko pewna, czy ghost writerka obawiała się nowych pomysłów i rozwiązań, aby za bardzo nie zmienić klimatu poprzednich ksiąg, czy też zwyczajnie zabrakło jej inwencji twórczej na kreatywne rozwiązania przygód Eleny?

Wątek, który w ósmej księdze zaciekawił mnie najbardziej - wątek przemiany Meredith - został całkowicie zmarnowany. Jego potencjał "umarł" już po kilku pierwszych stronach. To co wcześniej było najciekawsze szybko stało się suche, nudne i momentami banalne. A głupota bohaterów, w tym wyjątkowo inteligentnej Meredith, była doprawdy frustrująca. Już wcześniej zauważyłam, że mimo upływu czasu bohaterowie nadal zachowują się jak banda nastolatków, która musi kłaść się spać przed dziesiątą i zdobywać dobre oceny w szkole. Teraz niby tacy dorośli, samodzielni i dojrzali, a nabierają się na najprostsze wnuczki swoich przeciwników. Momentami chciałam wejść do książki i nakrzyczeć na wszystkich po kolei. Nawet na Damona, mojego ulubieńca. No i na słodką księżniczkę - pannę Elenę Gilbert, w okół której świat się kręci nawet gdy ona tego nie chce...

Z pewnością ten tom jest lepszy niż trzy poprzednie. Ale daleko mu do poziomy pierwszych czterech ksiąg, od których nie szło się oderwać...Po dziesiątą część sięgnę także. Chce zakończyć cały cykl i być może dać ostatnią szansę ghost writerce na uratowanie tej historii. Jestem ciekawa także co jeszcze może spotkać postaci, które przeżyły już wszystko. Polecam wielbicielom i miłośnikom serii. Jeśli wciąż są osoby, które nie natknęły się na twórczość L. J. Smith i nie będzie im przeszkadzało, że połowę serii napisał kto inny... Może się spodobać. To jednak pozycja typowo młodzieżowa, rozrywka o której zapomina się 10 minut po przeczytaniu. Z kolei osoby, które zawiodły się na poprzednich tomach może niech sięgną po "Bez słów" tylko po to, aby  dać szansę ciekawemu zakończeniu, które (o dziwo) splata większość z setek wątków, które powstały w ostatnich tomach. Ja potraktuje finał tego tomu jako obietnicę i nadzieję. Obietnice na dobrą, ostatnią księgę i nadzieję, że za dziesięć lat będę wspominać ten cykl pozytywnie. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z