"Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" Stuart Turton |
Niech mi ktoś wyjaśni, co przeczytałam, proszę. Książka stoi na półce obok kryminałów i sensacji, wiele osób określa ją mianem horroru, a cała fabuła jest oparta na typowo fantastycznych motywach pętli czasu i zmiany ciała... Cóż, gdybym sama miała to klasyfikować uznałabym to za kryminał z paranormalnym twistem, jednak nie jest to udane połączenie. A to wszystko utrzymane w stylistyce powieści Agaty Christie - zamknięta, odizolowana przestrzeń, grupa bardzo różnych postaci, częściowo z wyższych sfer oraz zbrodnia, która sprawia, że wszyscy muszą zrzucić maski. Ponadto, w tej powieści znajdują się piękne, prawie poetyckie zdania, opisy, fragmenty, które pasują bardziej do prozy poetyckiej lub powieści filozoficznych niż dość krwawego kryminału.
Początkowo wszystko jest dobrze. Ba! Przez przeszło pół książki wszystko książkę czyta się bardzo szybko, fabuła ciekawi, a czytelnik próbuje rozwikłać zagadkę. Jednak potem nagle orientuje się, że nie otrzyma odpowiedzi na pytania filozoficzne, etyczne, moralne, które mnożą się wraz z rozwojem fabuły. I to jest największy minus "Siedmiu śmierci Evelyn Hardcastle". Pojawia się bardzo wiele postaci, skrajnie odmiennych, kryjących swe mroczne strony, ale większość z tych bohaterów jest potraktowanych po macoszemu, niektórzy zostają porzuceni przez autora po dwóch, trzech zdaniach.
Największą zaletą tej powieści jest wspominany wcześniej klimat tak podobny do powieści Christie. Gdy zlekceważyć lub pominąć elementy fantastyczne, "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" to świetny kryminał retro, posiadający wszystkie typowe dla powieści Christie elementy łącznie z końcową przemową, która objaśnia co tak naprawdę się wydarzyło i jak doszło do zbrodni. Autor postanowił z początku nie wprowadzać czytelnika w świat przedstawiony, wrzucając go od razu na głęboką wodę, aby potem utopić czytelnika w zalewie szczegółów, które najpierw intrygują, a potem śmiertelnie nudzą, ponieważ większość z nich nic nie wnosi do rozwoju psychologicznego postaci, rozwiązania intrygi lub popchnięcia akcji naprzód.
Luki. W tej powieści luk jest więcej niż zwartej akcji. I choć częściowo jest to wytłumaczone, chociażby ze względu na dezorientację i zagubienie głównego bohatera, to pod koniec fabuły - gdy Aiden wie więcej - pojawiają się nowe postacie, nowe elementy świata przedstawionego, a czytelnikowi nic z tego się nie wyjaśnia. Z początku autor rzuca czytelnikowi kilka wskazówek do interpretacji, jednak ostatnie sto, może sto pięćdziesiąt stron jest przepełnione elementami fantastycznymi (pojawiają się postacie znikąd i wciąż nie wiem kto to był, co tam robił i po co się tam znalazł!) i wszelkie interpretacje diabli biorą. Logikę szlag trafia, realizm magiczny wyparowuje, zastępuje go horror, a czytelnik nudzi się niemiłosiernie.
To powieść, która spodoba się osobom, które lubią książki nie dające się łatwo zaklasyfikować. Jednak wiele czytelników będzie zagubionych, a większość będzie znudzonych, szczególnie w drugiej połowie powieści. Choć ogólnie tę książkę czyta się dość szybko i łatwo, to ostatnie sto stron trochę mnie wymęczyło. Nie do końca rozumiem zachwyty nad tą publikacją. "Siedem śmierci Evelyn Hardcastle" miało potencjał, jednak został on zabity (prawie jak Evelyn!) w drugiej połowie powiesci. Dzięki Bogu, raczej nie będzie kontynuacji.
Komentarze
Prześlij komentarz