"Tysiąc pięter" Katherine McGee |
Tysiąc piętrowa wieża. Piękna dziewczyna zaprojektowana genetycznie. Kilka osób reprezentujących otoczenie głównej bohaterki oraz intrygi, bardzo przypominające serię "Pretty Little Liars" w wersji futuro. I jeszcze coś... Marketing. Słowo klucz do interpretacji pierwszego tomu Katherine McGee to marketing. Bo o tej powieści było głośno już na długo przed premierą. I może właśnie z tego powodu mam wrażenie, że jest ona nieco... przegadana. Jednego tej książce nie można zarzucić z całą pewnością - okładka zniewala, uwodzi i zapada w pamięć. Choć oryginalna i tak jest o niebo lepsza.
Akcja rozkręca się dość wolno. Wprowadzenie wszystkich postaci zajmuje autorce parędziesiąt stron. A i tak bohaterki są do siebie początkowo na tyle podobne, że nieustannie myliłam, która ma brata, która jest jedynaczką, a która ma za sobą upiorne lato. McGee przedstawia nam cały katalog postaci, ale tylko jedna z nich jest naprawdę ciekawa. Leda. Autorka powinna skupić się właśnie na takich postaciach - niejednoznacznych, niejednowymiarowych, posiadających bagaż doświadczeń z przedakcji i niespełniających wymogów typowej bohaterki trylogii dystopicznej dla nastolatek. Drugą interesującą postacią była Eris, choć ona niestety ma w sobie wiele z owej typowości. Zaczynając od całkowitej metamorfozy charakteru, poprzez typowe relacje z główną bohaterką, kończąc na typowej, oszałamiającej urodzie.
Autorka bardzo niedokładnie opisuje świat w Wieży. Używa wielu nazw, które rzadko kiedy wyjaśnia. Wieża staja się mikroświatem, jestem samowystarczalnym wielkim miastem, może nawet miastem-państwem. Gdyby McGee mniej uwagi poświęciła aparycji bohaterów, a bardziej skupiła się na opisywaniu świata w Wieży powieść wiele by zyskała. A tak książka opowiada o problemach nastoletniej grupy młodzieży, która mogłaby żyć w realnym świecie.
Polecam miłośniczkom romansów osadzonych w dystopii. Stylistyka powieści przypomina książki Sary Shepard - dysonans spowodowany zestawieniem świata krezusów ze światem, w którym nie starcza na opłaty jest siłą napędową całej akcji. Lekko i przyjemnie, ale bez olśnienia. Myślę, że sięgnę po kolejne tomy, aby przyjrzeć się rozwojowi wypadków i poznać bliżej Wielkiego Nieobecnego tej powieści - Atlasa.
Komentarze
Prześlij komentarz