Przejdź do głównej zawartości

"Pułapka Uczuć" Colleen Hoover

"Pułapka uczuć" Colleen Hoover
Znacie piosenkę "Wszystko jedno" polskiego zespołu Happysad? Podczas czytania "Pułapki uczuć" wciąż nuciłam słowa "A miało być tak pięknie, miało nie wiać w oczy nam i ociekać szczęściem..." . Ten dwuwersowy fragment piosenki świetnie oddaje znaczną część treści "Pułapki uczuć". Wszystko zaczyna się naprawdę pięknie. Dramatyczne wydarzenia, które spotkały Layken i jej rodzinę są wspomnieniami. Nie ma tu dokładnych opisów lub przeżywania no nowo tragicznej i nagłej śmierci ojca. Akcja zaczyna się w dniu przeprowadzki Layken z Teksasu do Michigan. Zaraz po dotarciu na miejsce poznaje nowych sąsiadów.Poznaje Willa. I boom. Marzenie o kolejnej dobrej książce zostaje zamordowane. 

Colleen Hoover trafiła do grona moich ulubionych autorów za sprawą zaskakującego "Hopeless". Znając potencjał autorki spodziewałam się przysłowiowej powtórki z rozrywki. Przeliczyłam się. Mocno. Choć na pierwszy rzut oka "Pułapka uczuć" ma potencjał cukierkowy wstęp, banalne rozwinięcie i przewidywalny finał zabiły jakiekolwiek pozytywne aspekty.

Nawet poezja zawarta w powieści wydawała mi się spłycona i taka... Nijaka. Strasznie lubię, gdy autor zawiera w swojej książce fragmenty wierszy. Jeszcze bardziej lubię, gdy bohaterowie tworzą poezję, (nietrudno odgadnąć jeśli czytało się trzy poprzednie recenzje). Każdy rozdział opatrzony jest kilkoma wersami różnych piosenek zespołu The Avett Brothers. Piosenek pięknie przetłumaczonych, początkowo dobranych idealnie, potem cytaty wydają się być umieszczane na siłę. Poezja śpiewana. Po kilku rozdziałach dowiadujemy się, że Will jest poetą. Swoją twórczość prezentuje co czwartek, w Klubie Dziewięć na tzw. slamach. Kilka wierszy Willa, oraz innych postaci z książki można przeczytać. Albo raczej pobieżnie przesunąć po nich wzrokiem, ponieważ nie ma w nich nic godnego uwagi. Nie jestem pewna, czy to kwestia tłumaczenia, czy kiepskiego wykonania samego pomysłu. Cóż, tyle w kwestii potencjału. 

Sami bohaterowie wydali mi się bardzo nierealni, pozbawieni wiarygodności psychologicznej (kolejny aspekt, który uwielbiam w każdej czytanej książce), tak słodcy, że aż nieludzcy. Naznaczeni przez zły los, po przejściach, ale wciąż ślepo wierzący w wielką, wieczną miłość. Kluczowy zwrot akcji... Cóż za banał! Serio, wymyśliła to ta sama kobieta, która zrzuciła mnie na kolana "Hopeless"? Nie zdradzę, co takiego jest "gwoździem programu", aby nie odbierać nikomu resztek przyjemności z czytania, ale... Wracając do kreacji bohaterów - prawie-poeta Will, Lake bez wad, słodka Eddie oraz Gavin "Mr. Chodzący Ideał Chłopaka". Ciężko wybrać mi postać, która polubiłam najbardziej. Chyba Eddie, ponieważ troszkę przypominała mi główną bohaterkę "Hopeless".  

Okładka, tytuł, fabuła, bohaterowie... Banalni, nudni, prości. Powieść podzielona jest na dwie części. Druga część zapewne miała być bardziej dramatyczna. Pojawia się drugi zwrot akcji, Lake podejrzewa swoją mamę o spisek i zdradę, a tu... Znów zbyt prosto, przewidywalne, schematycznie. Jakby nie było więcej możliwych scenariuszy tragedii, które dotykają czterdziestolatki. Uważam, że największymi atutami tej książki są prosty, przystępny język oraz jej zwięzłość. "Pułapka..." ma niecałe 300 stron, duże przerwy między akapitami oraz sporą czcionkę, więc czytanie zajmuje kilka chwil.Myślę, że nawet niewprawieni czytelnicy poradzą sobie z tą pozycją w ciągu jednego, listopadowego popołudnia, ciągnącego się w nieskończoność.

Podobno mają zostać wydane dwie kolejne części. Nie jestem pewna, czy się skuszę. Polecam fanom powieści obyczajowej. Ale nie liczcie na wielkie objawienie. To raczej zwykłe czytadło, dla zabicia czasu, nie powieść stulecia. Spodoba się szczególnie licealistką - Lake jest w ostatniej klasie liceum. Starsza część czytalników umrze z nudów, młodsza może polubić tylko Kel'a (młodszego brota Lake). Najlepszym słowem określającym "Pułapkę..." jest "przeciętność". 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z