"Pułapka uczuć" Colleen Hoover |
Colleen Hoover trafiła do grona moich ulubionych autorów za sprawą zaskakującego "Hopeless". Znając potencjał autorki spodziewałam się przysłowiowej powtórki z rozrywki. Przeliczyłam się. Mocno. Choć na pierwszy rzut oka "Pułapka uczuć" ma potencjał cukierkowy wstęp, banalne rozwinięcie i przewidywalny finał zabiły jakiekolwiek pozytywne aspekty.
Nawet poezja zawarta w powieści wydawała mi się spłycona i taka... Nijaka. Strasznie lubię, gdy autor zawiera w swojej książce fragmenty wierszy. Jeszcze bardziej lubię, gdy bohaterowie tworzą poezję, (nietrudno odgadnąć jeśli czytało się trzy poprzednie recenzje). Każdy rozdział opatrzony jest kilkoma wersami różnych piosenek zespołu The Avett Brothers. Piosenek pięknie przetłumaczonych, początkowo dobranych idealnie, potem cytaty wydają się być umieszczane na siłę. Poezja śpiewana. Po kilku rozdziałach dowiadujemy się, że Will jest poetą. Swoją twórczość prezentuje co czwartek, w Klubie Dziewięć na tzw. slamach. Kilka wierszy Willa, oraz innych postaci z książki można przeczytać. Albo raczej pobieżnie przesunąć po nich wzrokiem, ponieważ nie ma w nich nic godnego uwagi. Nie jestem pewna, czy to kwestia tłumaczenia, czy kiepskiego wykonania samego pomysłu. Cóż, tyle w kwestii potencjału.
Sami bohaterowie wydali mi się bardzo nierealni, pozbawieni wiarygodności psychologicznej (kolejny aspekt, który uwielbiam w każdej czytanej książce), tak słodcy, że aż nieludzcy. Naznaczeni przez zły los, po przejściach, ale wciąż ślepo wierzący w wielką, wieczną miłość. Kluczowy zwrot akcji... Cóż za banał! Serio, wymyśliła to ta sama kobieta, która zrzuciła mnie na kolana "Hopeless"? Nie zdradzę, co takiego jest "gwoździem programu", aby nie odbierać nikomu resztek przyjemności z czytania, ale... Wracając do kreacji bohaterów - prawie-poeta Will, Lake bez wad, słodka Eddie oraz Gavin "Mr. Chodzący Ideał Chłopaka". Ciężko wybrać mi postać, która polubiłam najbardziej. Chyba Eddie, ponieważ troszkę przypominała mi główną bohaterkę "Hopeless".
Okładka, tytuł, fabuła, bohaterowie... Banalni, nudni, prości. Powieść podzielona jest na dwie części. Druga część zapewne miała być bardziej dramatyczna. Pojawia się drugi zwrot akcji, Lake podejrzewa swoją mamę o spisek i zdradę, a tu... Znów zbyt prosto, przewidywalne, schematycznie. Jakby nie było więcej możliwych scenariuszy tragedii, które dotykają czterdziestolatki. Uważam, że największymi atutami tej książki są prosty, przystępny język oraz jej zwięzłość. "Pułapka..." ma niecałe 300 stron, duże przerwy między akapitami oraz sporą czcionkę, więc czytanie zajmuje kilka chwil.Myślę, że nawet niewprawieni czytelnicy poradzą sobie z tą pozycją w ciągu jednego, listopadowego popołudnia, ciągnącego się w nieskończoność.
Podobno mają zostać wydane dwie kolejne części. Nie jestem pewna, czy się skuszę. Polecam fanom powieści obyczajowej. Ale nie liczcie na wielkie objawienie. To raczej zwykłe czytadło, dla zabicia czasu, nie powieść stulecia. Spodoba się szczególnie licealistką - Lake jest w ostatniej klasie liceum. Starsza część czytalników umrze z nudów, młodsza może polubić tylko Kel'a (młodszego brota Lake). Najlepszym słowem określającym "Pułapkę..." jest "przeciętność".
Komentarze
Prześlij komentarz