Przejdź do głównej zawartości

"Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę" Ocean Vuong


Najprawdopodobniej, największe rozczarowanie tego roku! Sam tytuł mnie zachwycił, obiecując liryczną, poetycką opowieść w formie epistolarnej. Jakże srogo się zawiodłam! I choć jestem w stanie przeboleć fakt, że nie otrzymałam gloryfikacji relacji matki z synem, jednak nie jestem w stanie wybaczyć tej powieści jak bardzo jest chaotyczna i nijaka jednocześnie.

Nie chcę negować prawdziwości przeżyć autora i jego rodziny, jest to bowiem powieść bardzo autobiograficzna, ale nie mogę pozbyć się wrażenia, że trafniej o wojnie w Wietnamie pisała Szymborska w wierszu - a jakże - "Wietnam". Niemniej, surowość wielu opisów, dystans narratora do tragedii jakie spotykają kolejne (właściwie wszystkie) postaci z tej książki, a co za tym idzie, brak swoistego ładunku emocjonalnego sprawiają, że naprawdę trudno mi uwierzyć, że to historia silnie autobiograficzna. Całość sprawia wrażenie mocno niedopracowanego szkicu. 

Ileż w tej książce jest upchnięte! To naprawdę niewielka objętościowo pozycja, w której obok wojny w Wietnamie pojawia się szereg innych tematów, które wystarczyłyby na cztery inne powieści. Zaczynając od przemocy matki względem syna, poprzez temat AIDS, narkotyków, homoseksualizmu, kwestii rasowych, braku tożsamości, a kończąc na - moim zdaniem, najbardziej interesującym - wątku niewystarczalności języka, braku języka ojczystego spowodowanym dorastaniem w cieniu wojny i w obcym państwie. Większość z tych tematów jest zaledwie liźniętych, ledwo wspomnianych w pięciu zdaniach, pozostawiając czytelnika z chaosem w głowie. Co gorsza, ten chaos podlany jest - jakże częstym ostatnio w literaturze - sosem z bezbrzeżnego cierpienia. 

Trudno zatem uciec od skojarzeń z "Małym życiem". Niektóre zdania brzmiały jak wprost przepisane z powieści Yanagihary, szczególnie podczas opisu brutalnego seksu. I choć nie przepadam za "Małym życiem", to muszę podkreślić, że podobało mi się ono bardziej, było bardziej przejrzyste i sprawniej napisane. Mam cichą nadzieję, że trend zapoczątkowany przez Yanagiharę jednak szybko zginie śmiercią naturalną, a autorzy odejdą od pisania powieści złożonych z tylko tragicznych wydarzeń. Zwłaszcza, gdy robią to w sposób tak ubogi językowo, literacko i kulturowo jak  Ocean Vuong.

Niewątpliwie, powieść świetnie się sprzeda i trafi do wielu czytelników, aby trafić na półkę pomiędzy "Wierzyliśmy jak nikt", powieści Yanagihary i "Miedziaków". Nie mogę pozbyć się wrażenie, że forma wiersza białego byłaby słuszniejszym wyborem. Tomiki poświęcone kolejnym wielkim tematom wzmiankowanym w "Wspaniali jesteśmy tylko przez chwilę" mogłyby stać się nie tylko sprzedażowym hitem, ale także wartościowym literacko głosem drugiego pokolenia amerykańskich imigrantów. Choć lektura zajmuje dosłownie dwie chwile, to i tak nie polecam tej pozycji. Żal tracić czas, na coś co już się czytało.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z