"Will Grayson, Will Grayson" to dla mnie jednocześnie drugie spotkanie z twórczością Levithana jak i piąta randka z prozą Johna Greena. A wiadomo, że co za dużo to nie zdrowo. "Will..." to jedna z tych książek, którą kocha się od pierwszej strony lub nienawidzi z całego serca.Czytając kolejne rozdziały wciąż wahałam się, czy to książka mojego życia, czy też pozycja, o której wolałabym nie pamiętać. Skończyłam ją i wciąż nie jestem pewna co mam o tym sądzić. To jednocześnie kawał dobrze napisanej komedii pomyłek jak i nie umiejętnie przeszmuglowane idee tolerancji i poszanowania odmienności.
"Will Grayson, Will Grayson" |
Choć tytuł wskazuje na to, że główną postacią będzie Will Grayson, a właściwie dwóch chłopców o tym samym nazwisku to stanowczo jest to książka o Kruchym Cooperze. I tylko John Green mógł stworzyć tak niesamowitą i irytującą postać jak Kruchy Cooper. Niestety, Kruchy, ma jedną zasadniczą wadę - wydaje się być bratem bliźniakiem postaci Hassana z innej powieści Greena "19 razy Katherine". Jestem przekonana, że gdybym nie znała opowieści o Hassanie, który również był bohaterem drugoplanowym, ale to właśnie on sprawiał, że komedia była komedią, to bardziej polubiłam Kruchego. Obie postacie mają podobną aparycję. Są duzi, czy jak woli mawiać Kruchy - "grubokościści". Ponad to mają podobne poczucie humoru i sposób wypowiadania się. Łączy ich też status społeczny i relacje z innymi bohaterami książek. Jedyną wyrazistą różnicą jest ich orientacja seksualna. Cóż, Kruchy jest zdeklarowanym gejem, który co dzień zakochuje się w innym chłopaku. Jego życie uczuciowe oraz (proszę o fanfary!) musical o jego życiu uczuciowym to główne elementy fabuły.
Cała fabuła kręci się wokół olbrzymiej postaci Kruchego Coopera. I choć pierwszy Will Grayson spotyka drugiego Willa Grayson w kuriozalnej sytuacji rodem z sitcomu, to jest to jedyny ważne element fabularny, który nie jest owocem działań Kruchego. Problem polega na tym, że już kolejne spotkania obu Willów motywowane są przez naszego małego bohatera. Przyznaję, nie podobało mi się to. Było to momentami tak naciąganie, nierealne i przesłodzone, że aż zęby bolały.
Czytało się dobrze. Nawet pogwałcenie zasad interpunkcji w wydaniu Levithana nie spowolniło lektury. Choć lepiej czytało mi się rozdziały pisane przez Greena. I jakoś bardziej polubiłam Willa wykreowanego przez niego. W drugim Willu Graysonie najbardziej denerwująca była depresja. Ale nie sam fakt, że bohater choruje na depresję, ale fakt, że czasem autor jakby zapominał, o chorobie swojej postaci. I cały wątek z lekami i chorobą jest mocno niedopracowany. Praktycznie niedokończony i pozbawiony puenty. Szkoda, bo mógł być to najciekawszy element akcji. Albo przynajmniej ten element, który zrównoważyłby ociekające lukrem zakończenie.
Polecam? Tak. Ale ostrzegam, że to coś jak komedia w stylu "19 razy Katherine", a nie głęboka historia, która poruszy każdego jak "Papierowe Miasta" lub "Gwiazd naszych wina". Obawiam się, że w moim osobistym rankingu książek Johna Greena "Will Grayson, Will Grayson" zajmuje zaszczytne ostatnie miejsce. A w porównaniu do "Każdego dnia" to jest to naprawdę rozczarowujący tytuł.
Komentarze
Prześlij komentarz