Trzy opowiadania. Troje autorów. Trzy historie. Jedno zakończenie. Jedna koncepcja. Jedno wrażenie. Brzmi ambitnie, prawda? Taki mini zbiór opowiadań, bożonarodzeniowa antologia. Taka ładna idea. Wykonanie też nie najgorsze. Przecież zaangażował się w to sam John Green! Przyznaję, nie kojarzyłam pozostałych dwóch autorek. Skusiłam się na tę pozycję, ponieważ przeczytałam wszystkie inne książki autorstwa Greena. I za każdym razem byłam zadowolona z lektury. Świąteczny nastrój, bożonarodzeniowy szał zakupów, kolędy w tle... Kupiłam. Przeczytałam. I jestem w miarę zadowolona.
Pierwsze opowiadanko napisała Maureen Johnson. "Podróż Wigilijna" opowiada nam o Jubilatce - dziewczynie o niekonwencjonalnym imieniu, spotykającej się z najprzystojniejszym chłopakiem w szkole i nieszablonowej rodzince. W przeddzień Wigilii rodzice Jubilatki trafiają do więzienia. Dlaczego? Doszło do zamieszek podczas kupowania świątecznych dekoracji. Jubilatka zostaje zmuszona do podróży na Florydę, do Dziadków. Jednak nie ujechała daleko. Jej wigilijna podróż kończy się w Gracetown. Z powodu śnieżycy pociąg utknął i nie ma nadziei aby na czas zdążyła do Dziadków. Jubilatka spotyka Jeba - nieziemsko przystojnego Indianina, który opowiada jej o swojej dziewczynie. W dodatku tym samym pociągiem podróżuje rozgadana drużyna cheerleaderek. Z ich powodu Jubilatka wysiada z zatrzymanego pociągu i idzie do przydrożnego boru z goframi, tuż na obrzeżach Gracetown. W barze spotyka Stuarta...
"W śnieżną noc" Johnson, Green, Myracle |
Dalszych losów Jubilatki nie będę zdradzać. Jednak odgadnąć co dzieje się z okularnicą nie jest trudno. Zwłaszcza dopisek na okładce "opowieści o miłości" daje nam do zrozumienia. A zima, brak możliwości ucieczki, śnieg i gofry to wymarzona sceneria na wielką miłość, prawda? Pierwsze opowiadanie ma właściwie charakter wstępu. Poznajemy kilkoro z mieszkańców Gracetown, którzy w kolejnych opowiadaniach stają się głównymi bohaterami. Jest to też historyjka która podobała mi się najmniej. Wydawała mi się arcynieprawdopodobna. Brakowało szczegółów, które uwiarygodniłyby fabułę. Co stało się z bagażem Jubilatki? Został w pociągu, czy zabrała go ze sobą? A jej Dziadkowie? Nie zmartwili się, gdy wnuczka nie dotarła na miejsce i nie zadzwoniła przez kilkanaście godzin?
Druga historia to dzieło Johna Greena. Tytuł jest dużo bardziej wyszukany - "Bożonarodzeniowy Cud Pomponowy". Wcześniej wspomniałam o cheerleaderkach. A gdzie cheerleaderki tam i pompony. A gdyby tak zamknąć cheerleaderki w barze z goframi? Wymarzone miejsce na spędzenie świąt dla nastoletnich chłopców. Gdy rodzice przez śnieżycę są zmuszeni zostać na lotnisku w odległym stanie troje przyjaciół wyrusza do gofrowego baru "ratować" cheerleaderki. Tobin - główny bohater drugiego opowiadanie należy do intelektualnej elity swojego liceum. Razem z Diuk - prześmiewną chłopczycą - oraz z JB - nerdem z Korei - próbuje dostać się do Waffle House.
Z daleka pachnie banałem, co? Jeśli ktoś liczy na wielkie zaskoczenie jak w "Papierowych Miastach" lub dramatyczny finał rodem z "Gwiazd Naszych Winy" może sobie odpuścić lekturę "Wielkiego Cudu Pomponowego". Opowiastka jest prosta, przewidywalna, wręcz schematyczna. Bajeczka dla grzecznych dziewczynek oblana dużą ilość lukru. Coś dla dzieci, które wierzą w miłość, magię świąt i szczęśliwe zakończenia.
Trzecie opowiadanko wygrało. "Święta Patronka Świnek" to mój absolutny faworyt. Dotychczas nie czytałam twórczości pani Lauren Myracle, ale chyba czas to zmienić. Ostatnia "śnieżna" historia została moją ulubioną, ponieważ była najzabawniejsza. Główną bohaterką jest Addie. Egocentryczka, rozpieszczona przez los, która krótko przed świętami zdradza swojego chłopaka Jeba. Tak, tego samego Jeba, który utknął w pociągu w pierwszym opowiadaniu. Addie pracuje w Starbucksie. Podczas przerwy śniadaniowej ma do wykonania bardzo ważną misję - musi odebrać ze sklepu zoologicznego mikroświnkę dla swojej przyjaciółki. Misja jest niezwykle trudna - odbierając zwierzaczka Addie udowodni swoim przyjaciółkom, że jednak nie jest egoistką do szpiku kości. Ponad to jest jeszcze jedna trudność - mikroświnki to bardzo rozchwytywany towar! Jeśli Addie nie odbierze świnki tuż po otwarciu sklepu, ktoś z pewnością zakupi malucha.
Finał opowiadania jest okrutnie wręcz słodki. Jubilatka, Tobin i Addie spotykają się w Starbuckie, a każdemu towarzyszy nowa miłość. Jest to okropnie nierealna scena, ale świetnie ukazuje współpracę między trojgiem autorów. Musieli dograć absolutnie każdy szczegół, każdego opowiadania, aby wszyscy bohaterowie pojawili się tego samego dnia, o tej samej porze w tym samym miejscu. Z tego powodu gratuluję serdecznie. Z pewnością nie była ta łatwa robota. Szkoda tylko, że, aż zęby bolały od nadmiaru słodyczy.
Polecam? Myślę, że tak. Z okresie przedświątecznym "W śnieżną noc" jest dobrym pomysłem. Można łatwo wprowadzić się w świąteczny nastrój. A lektura nie jest wymagająca, więc śmiało można ją doczytywać w przerwie między gotowaniem barszczu, a polerowaniem podłóg.
Z pewnością jest to książeczka zarezerwowana dla pań. I to w dość młodym wieku. Myślę, że datą graniczną będzie 25 rok życia. Starsze czytelniczki chyba zwyczajnie "wyrosły" z świątecznych opowieści o miłości. Wszyscy bohaterowie to uczniowie liceum. I właśnie uczennice liceum będą najlepiej bawić się podczas czytania.
Z daleka pachnie banałem, co? Jeśli ktoś liczy na wielkie zaskoczenie jak w "Papierowych Miastach" lub dramatyczny finał rodem z "Gwiazd Naszych Winy" może sobie odpuścić lekturę "Wielkiego Cudu Pomponowego". Opowiastka jest prosta, przewidywalna, wręcz schematyczna. Bajeczka dla grzecznych dziewczynek oblana dużą ilość lukru. Coś dla dzieci, które wierzą w miłość, magię świąt i szczęśliwe zakończenia.
Trzecie opowiadanko wygrało. "Święta Patronka Świnek" to mój absolutny faworyt. Dotychczas nie czytałam twórczości pani Lauren Myracle, ale chyba czas to zmienić. Ostatnia "śnieżna" historia została moją ulubioną, ponieważ była najzabawniejsza. Główną bohaterką jest Addie. Egocentryczka, rozpieszczona przez los, która krótko przed świętami zdradza swojego chłopaka Jeba. Tak, tego samego Jeba, który utknął w pociągu w pierwszym opowiadaniu. Addie pracuje w Starbucksie. Podczas przerwy śniadaniowej ma do wykonania bardzo ważną misję - musi odebrać ze sklepu zoologicznego mikroświnkę dla swojej przyjaciółki. Misja jest niezwykle trudna - odbierając zwierzaczka Addie udowodni swoim przyjaciółkom, że jednak nie jest egoistką do szpiku kości. Ponad to jest jeszcze jedna trudność - mikroświnki to bardzo rozchwytywany towar! Jeśli Addie nie odbierze świnki tuż po otwarciu sklepu, ktoś z pewnością zakupi malucha.
Finał opowiadania jest okrutnie wręcz słodki. Jubilatka, Tobin i Addie spotykają się w Starbuckie, a każdemu towarzyszy nowa miłość. Jest to okropnie nierealna scena, ale świetnie ukazuje współpracę między trojgiem autorów. Musieli dograć absolutnie każdy szczegół, każdego opowiadania, aby wszyscy bohaterowie pojawili się tego samego dnia, o tej samej porze w tym samym miejscu. Z tego powodu gratuluję serdecznie. Z pewnością nie była ta łatwa robota. Szkoda tylko, że, aż zęby bolały od nadmiaru słodyczy.
Polecam? Myślę, że tak. Z okresie przedświątecznym "W śnieżną noc" jest dobrym pomysłem. Można łatwo wprowadzić się w świąteczny nastrój. A lektura nie jest wymagająca, więc śmiało można ją doczytywać w przerwie między gotowaniem barszczu, a polerowaniem podłóg.
Z pewnością jest to książeczka zarezerwowana dla pań. I to w dość młodym wieku. Myślę, że datą graniczną będzie 25 rok życia. Starsze czytelniczki chyba zwyczajnie "wyrosły" z świątecznych opowieści o miłości. Wszyscy bohaterowie to uczniowie liceum. I właśnie uczennice liceum będą najlepiej bawić się podczas czytania.
Zapraszam na mojego bloga zrecenzowano.blogspot.com
OdpowiedzUsuńPrzepraszam za reklamę! ;)