"Scarlet" Merissa Meyer |
Tytułowa bohaterka to Francuska. Mieszka na farmie w małym miasteczku Rieux, wraz z Babcią - emerytowanym pilotem armii europejskiej. Imię Scarlet wywodzi się od jej płomienno-rudych włosów i ognistego temperamentu. Proste i przyjemne życie Scarlet komplikuje się, gdy poznaje Wilka - uczestnika ustawek z nietypowym tatuażem. Fabuła pierwszej części oparta była o baśń o Kopciuszku.. Tym razem autorka wzięła na warsztat bajkę o Czerwonym Kapturku. Nie znajdziemy tu sceny spacerku z koszykiem w ręku oraz opisu zawartości koszyczka. Ale mamy tu ucieczkę przez las, chorą Babcię, do której nie można dotrzeć oraz źródło wszelkiego nieszczęścia - Wilka! Jednak nie jest to wilk w klasycznym wydaniu. Nie ma ogona, spiczastych uszu i czterech łap. Jednak nie jest on także do końca człowiekiem. Rządzi nim wilcza hierarchia stada, instynkt przetrwania oraz inne zwierzęce namiętności. Brak mu ludzkiej ogłady, umiejętności odczuwania radości i miłości.
Czytając pierwszy tom "Sagi Księżycowej" wciąż doszukiwałam się scen "ściągniętych" z klasycznej baśni. Podczas lektury drugiego tomu jakoś zapomniałam o inspiracji autorki. Dopiero po przeczytaniu zaczęłam zastanawiać się, które wątki mają swoje źródła w "Czerwonym Kapturku". Wynika to z większej ilości bohaterów, których poznajemy. Akcja przenosi się, skacze z jednej bohaterki do drugiej. Jednej rozdział opowiada nam co porabia Scarlet. Kolejny rozdział poświęcony jest Cinder. A trzeci skupia się na poczynaniach Cesarza Kaia. Ponad to elementy zaczerpnięte z baśni są dużo bardziej zawoalowane niż w "Cinder". Płaszcz z czerwonym kapturem został zamieniony na znoszoną, sportową bluzę w tym samym kolorze. A koszyczka jak nie było, tak nie ma...
Na jakieś sto stron przed końcem akcja się niesamowicie rozwleczona. Miałam wrażenie, że wciąż czytam to samo, o tym samym. Zmieniały się tylko numery stron. Jeśli ten zabieg miał służyć degradacji napięcie to... Cóż, jest on bardzo nieudany. Zamiast odczuwać napięcie związane ze zwiększonym zagrożeniem i nieuchronnym końcem odczuwałam jedynie nudę. Tak wielką, że zawiesiłam lekturę "Scarlet" na kilkanaście dni. Pierwsze czterysta stron czytało się bardzo przyjemnie. Szybko, gładko w kilka godzin zdążyłam zaprzyjaźnić się ze Scarlet, zakochać się w Wilku i pożałować Cinder.
Nowi bohaterowie są wykreowani w podobny sposób jak w pierwszej części. Autorka skupia się na refleksjach, przemyśleniach oraz odczuciach głównych bohaterek. Szkoda, że Meyer nie poświęciła tyle uwagi Paryżowi jak Nowemu Pekinowi. Mamy tylko szczątkowe informacje na temat wyglądu Rieux i Paryża. Młody wiek zarówno Scarlet jak i Cinder sprawia, że największą grupą odbiorców sagi są młode dziewczyny. Szesnasto- i siedemnastoletnie.
Ogólnie ujmując, podobało mi się. Nawet na tyle, że mam ochotę sięgnąć po trzecią część (gdy tylko ta ukarze się po polsku). Jestem ciekawa kim jest tytułowa Cress (Roszpunka), a także jak wpłynie ona na losy Cinder i Scarlet. Chciałabym, aby akcja przeniosła się z Ziemi na Lunę. Muszę dowiedzieć się DOKŁADNIE jak wygląda życie poddanych królowej Laveny.
Polecam osobom, które zakochały się w "Cinder". Na całym świecie jest mnóstwo osób, które uważają "Sagę księżycową" za najlepszy cykl dystopiczny. Z pewnością jest to dystopia inna niż wszystkie. Z łatwością mogę wymienić listę cech wspólnych najpopularniejszych dystopii - "Igrzysk Śmierci", "Delirium", czy "Deklaracji". "Saga Księżycowa" jest INNA. Dystopijność tego cyklu jest subtelna, nieszablonowa. To raczej tło dla powieści przygodowo-fantastycznej. Mam nadzieję, że z tego powodu doczekamy się polskiego wydania "Cress".
Poluję na tę książkę, bardzo chciałabym ją przeczytać, gdyż przeczytałam już 3 książki Greena.
OdpowiedzUsuńZapraszam na mojego bloga zrecenzowano.blogspot.com
Przepraszam za reklamę! ;)