Przejdź do głównej zawartości

"Nerve" Jeanne Ryan

Vee zawsze była dziewczyną zza kulis. Dba o kostiumy i makijaż dla szkolnego kółka teatralnego. Nie wyróżnia się, robi swoje i czeka na brawa ukryta za kurtyną. Wszystko zmienia się, gdy pod wpływem emocji postanawia wziąć udział w grze. Ma wykonywać coraz bardziej niebezpieczne i nieprzyjemne zadania w zmian za cenne nagrody. A wszystko to na oczach całego wirtualnego świata, który śledzi każdy jej ruch w internecie.  

"Nerve" to powieść, która pojawiała się i znikała z otaczającego mnie świata od chwili polskiej premiery. Słyszałam wiele sprzecznych opinii na jej temat. W końcu zdecydowałam się sięgnąć po tę pozycję z dziwaczną okładką. I co? Wiele hałasu o nic. "Nerve" to książkowy odpowiednik serialu "Black Mirror". Może bohaterowie są o kilka lat młodsi niż w serialu, ale poza tym drobnym szczegółem "Nerve" jest literackim remiksem "Black Mirror". Efekt jest taki, że każdy kto zna serial od razu odgadnie przebieg akcji, a w głowie będzie miał tylko jedną myśl... Ale to już było...

"Nerve" Jeanne Ryan
Jednak to nie podobieństwo do serialu czy trylogii "Igrzyska śmierci", (gdzie również odnajdziemy motyw niebezpiecznej gry, oglądanej przez całe społeczeństwo) a całkowite zrujnowanie przedakcji sprawiło, że książka nie bardzo przypadła mi do gustu. Prolog żyje własnym życiem, bohaterowie tylko raz poruszają w rozmowie opisane tam wydarzenia, jednak nic z tego nie wynika. Najgorsze jest jednak to, że przeszłość Vee jest równie ciekawa jak udział w grze, ale autorka tego nie wykorzystuje, skupia się jedynie na opisywaniu kolejnych wyzwań. Ponadto, całość wypada dość nudnawo. Akcja wciąga dopiero kilkadziesiąt stron przed końcem, tylko po to, aby ostatnie strony znów stały się ogromnie nudne, a Vee irytująca. 

Największym plusem jest Tommy. To najciekawsza postać, choć początkowo nie sądziłam, że kreując tę postać autorka wyszła poza schemat najlepszego, uroczego męskiego przyjaciela głównej bohaterki. Jego rola w finale powieści jest najlepiej przemyślaną częścią książki. Drugą zaletą jest epilog. Akurat tego się nie spodziewałam. Mam tylko nadzieję, że jest to element, otwierający kompozycję, a nie ani fortel, który ma na celu pozostawić autorce możliwość powrotu do tej historii.

Podsumowując, książka jest średnia. Czytadło, które prawdopodobnie bardziej nadaje się na scenariusz filmu akcji niż na powieść. Styl nijaki i dość niskich lotów. Być może dlatego, że mamy do czynienia z narracją pierwszoosobową, a Vee nie jest najbardziej wyjątkową i inteligentną bohaterką literatury młodzieżowej. To pozycja dobra dla miłośników książkowych thrillerów. Nie wymagająca i dość schematyczna książka. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z