Oto ostatnia książka z serii "Tylko dla dziewczyn", którą przeczytałam i której recenzja pojawi się na blogu. Trochę to smutne, jakoś dobrze mi się pisało całą serię wpisów, charakteryzującą poszczególne tomy. Następcą będzie cykl postów o serii "Z kropką". (Pierwszy właściwie pojawił się już w styczniu tego roku, ale... Jakoś samo wyszło). Ostatnią z serii jest książka Anny Łaciny o uroczym tytule "Miłość pod psią gwiazdą" i z równie uroczą okładką, która jest moją ulubioną z całej serii. I jakoś podświadomie przeczuwając, że to będzie dobra pozycja zostawiłam ją sobie na sam koniec. Bo to opowieść zarówno o ludziach jak i o psach, i o miłości i o miłości do psów. I nawet z porą roku udało mi się trafić, bo fabuła rozkręca się w drugiej połowie listopada, a potem już jakoś naturalnie było wczuwać się w bożonarodzeniową atmosferę przygotowań, a dalej studniówki i walentynek.
"Miłość pod psią gwiazdą" Anna Łacina |
Główną bohaterką, którą łączy wszystkie wątki powieści oraz wiąże perypetie opisane w "Miłości..." z przygodami opisanymi w "Czynniki miłości" oraz "kradzionych różach jest Magda Dzik. Tak, ta sama Magda Dzik zwana Magdzikiem, którą poznajemy w "Czynniku...". Już wtedy ją polubiłam, więc miło było poznać ją bliżej i prawie wejść do jej głowy. Prawie bo tak jak zwykle w przypadku powieści Anny Łaciny narracja jest trzecioosobowa. A Magdzik jest typowo nietypowa. Normalna nastolatka, z drugiej klasy liceum, której nie wszystko się układa, ma dziwną rodzinę i nie znosi matmy. W przeciwieństwie do wielu innych powieści młodzieżowych nie jest ona olśniewającą pięknością, zaczytaną w poezji i odseparowaną od społeczeństwa. Ma najlepszą przyjaciółkę - główną bohaterkę "Czynnika..." właśnie - kocha się w przystojnym pół-Hiszpanie z III a, oraz planuje studia.
Drugą ważną postacią jest Andrzej. Bohater o jakiego ciężko w literaturze. Z nadwagą, niezbyt wysoki, w niemodnych okularach. Średnio rozgarnięty, choć bardzo porządny i sympatyczny. Głupieje w kontaktach z płcią piękną. A im piękniejsza tym bardziej głupieje... Jednak mimo to, gdy znajduje bloga jednej z dziewczyn ze szkoły, na którym ta zamieszcza swoją poezja postanawia się z nią umówić. Na spotkanie przychodzi Magdzik i przedstawia się jako koleżanka poetki. Od tej chwili akcja nabiera tempa, a wszystkie poznane postaci, których jest naprawdę sporo okazują się być jakoś związane z jednym i drugim z bohaterów. Szybko poznajemy hiszpańskiego półboga Roberta, całą (całą!) jego rodzinę. Oczywiście znamy też krewnych Magdalenki, Andrzeja, ich przyjaciół i ich PSY.
Uroczo, sympatycznie ale też chwyta za serce. Zwłaszcza wtedy, gdy bohaterowie pomagają w schronisku dla bezdomnych zwierząt, a potem przygarniają psiaki do domu. Zabawnego, ale pokrzywdzonego Brutusa z okładki oraz niesfornego i radosnego Syriusza. Po za psami poznajemy całą familię kotów i jednego agresywnego królika. Naprawdę sporo się tu dzieje jak na czterysta stron z okładem. Chyba w pozostałych książkach Łaciny, które czytałam nie działo się AŻ TAK WIELE. Ale dzięki temu naprawdę dobrze się czytało. Nie mogłam oderwać się od lektury. Nawet nie wiem kiedy minęło te kilka godzin. Po prostu zagłębiłam się w lekturze gdzieś koło dwieściepięćdziesiątej strony, a potem zamykałam książkę na ostatniej stronie. Samo zakończenie przypadło mi do gustu, skomplikowane, ale dające nadzieję. Wielowątkowe, a przez to częściowo otwarte. Chętnie przeczytałabym co spotkało wszystkich bohaterów po tym, gdy odłożyłam książkę na półkę.
Polecam. Z pewnością można świetnie się bawić podczas lektury nie znając pozostałych opowieść Anny Łaciny. Lekka, przyjemna i z morałem. Jak znalazł na listopadowe popołudnia lub grudniowe wieczory. Myślę, że nadaje się zarówno dla licealistów jak i starszych czytelników. Akcja tak jak w "Czynniku..." rozgrywa się w Toruniu. Aż zachciałam ponownie odwiedzić to miasto. Autorka maluje słowem opisując jednocześnie zakątki Torunia jak i przeżycia emocjonalne bohaterów. Szczególnie dobrze skonstruowała postać Andrzeja i jego perypetie... Uważam, że wrócę do tej książki, którego dnia, gdy będę potrzebować odrobiny nadziei.
Komentarze
Prześlij komentarz