Przejdź do głównej zawartości

"Winter" Marissa Meyer

Jest! Wreszcie! Nareszcie! Po 6 latach poznałam zakończenie "Sagi księżycowej". Przez cały ten czas w mojej głowie rosły wielkie oczekiwania i wymagania, które nieco opadły po "Cress", która choć dobra, to nie dorównuje "Cinder" i "Scarlet". W "Winter" dzieje się wiele, tempo akcji nie pozwala na oddech, jednak czasem trudno zorientować się w gnącej na łeb, na szyję fabule, pełnej zwrotów akcji. pierwsze trzysta pięćdziesiąt stron tej cegiełki czyta się w mgnieniu oka. Za to ostatnie pięćdziesiąt stron jest przesłodzone bardziej niż disnejowskie wersje baśni o księżniczkach. Przyznaję, że mniej lukrowane zakończenie zrobiłoby na mnie większe wrażenie, zwłaszcza, ze klasyczne baśnie Grimmów i Perraulta nie są tak urocze i słodkie.

Wciąż jestem całkowicie zauroczona połączeniem klasycznych baśni z cyborgami, wojną z Księżycem, klimatem cesarskiego Pekinu. Uwielbiam cały wykreowany świat, układ sił politycznych oraz sprytne połączenie elementów znanych z codziennego życia z wizją mrocznej przyszłości. Także stolica Księżyca, którą czytelnik poznaje w "Winter" jest miejscem niezwykle intrygującym, choć dość podobnym do przestrzeni z dystopicznych powieści młodzieżowych. To chyba właśnie największa różnica pomiędzy finałowym tomem sagi, a poprzednimi. Wcześniejsze części określiłabym, po prostu, jako powieści sciene fiction, a ostatnia odsłona przygód Cinder i jej przyjaciół ma charakter wyraźnie dystopiczny. Gdy bohaterki odwiedzają zewnętrzne sektory księżycowego miasta, spotykają robotników, zaszczutych i wycieńczonych pracą, nie mogłam pozbyć się skojarzeń z "Igrzyskami śmierci" czy nawet serią "Rywalki" Cass.

Żałuję najbardziej, że w "Winter" postać Scarlet nieco znika w fali wydarzeń, tworzy raczej tło do wydarzeń, podczas gdy pozostałe postaci kobiece mają więcej do powiedzenia, zrobienia, udowodnienia. Tytułowej bohaterki czwartego tomu raczej nie polubiłam, choć niewątpliwie jest ona najbliższa baśniowemu pierwowzoru. "Winter" przepełniona jest równie wieloma nawiązanymi do motywów baśniowych jak "Cinder" - znajdziemy tu i szklaną trumnę, i zatrute jabłko. W przeciwieństwie do "Scarlet" i "Cress", gdzie wykorzystanie motywów baśniowych jest mniej oczywiste, poddane bardziej skomplikowanej stylizacji na powieść sciene fiction. 

Polecam bardzo czytelnikom, którzy zakochali się w losach Cinder i jej towarzyszy. "Winter" to epickie zakończenie tej historii oraz dowód na złożoność świata przedstawionego w powieściach. Wyobraźnia Meyer zdaje się nie mieć granic. Nie jest to zakończenie idealne, ale z całą pewnością jest to zakończenie bardzo dobre, satysfakcjonujące i domykające wszystkie wątki. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z