Jest! Wreszcie! Nareszcie! Po 6 latach poznałam zakończenie "Sagi księżycowej". Przez cały ten czas w mojej głowie rosły wielkie oczekiwania i wymagania, które nieco opadły po "Cress", która choć dobra, to nie dorównuje "Cinder" i "Scarlet". W "Winter" dzieje się wiele, tempo akcji nie pozwala na oddech, jednak czasem trudno zorientować się w gnącej na łeb, na szyję fabule, pełnej zwrotów akcji. pierwsze trzysta pięćdziesiąt stron tej cegiełki czyta się w mgnieniu oka. Za to ostatnie pięćdziesiąt stron jest przesłodzone bardziej niż disnejowskie wersje baśni o księżniczkach. Przyznaję, że mniej lukrowane zakończenie zrobiłoby na mnie większe wrażenie, zwłaszcza, ze klasyczne baśnie Grimmów i Perraulta nie są tak urocze i słodkie.
Żałuję najbardziej, że w "Winter" postać Scarlet nieco znika w fali wydarzeń, tworzy raczej tło do wydarzeń, podczas gdy pozostałe postaci kobiece mają więcej do powiedzenia, zrobienia, udowodnienia. Tytułowej bohaterki czwartego tomu raczej nie polubiłam, choć niewątpliwie jest ona najbliższa baśniowemu pierwowzoru. "Winter" przepełniona jest równie wieloma nawiązanymi do motywów baśniowych jak "Cinder" - znajdziemy tu i szklaną trumnę, i zatrute jabłko. W przeciwieństwie do "Scarlet" i "Cress", gdzie wykorzystanie motywów baśniowych jest mniej oczywiste, poddane bardziej skomplikowanej stylizacji na powieść sciene fiction.
Polecam bardzo czytelnikom, którzy zakochali się w losach Cinder i jej towarzyszy. "Winter" to epickie zakończenie tej historii oraz dowód na złożoność świata przedstawionego w powieściach. Wyobraźnia Meyer zdaje się nie mieć granic. Nie jest to zakończenie idealne, ale z całą pewnością jest to zakończenie bardzo dobre, satysfakcjonujące i domykające wszystkie wątki.
Komentarze
Prześlij komentarz