"U schyłku dnia" Claire North |
Moja miłość do "Pierwszych piętnastu żywotów Harry'ego Augusta" trwa nieprzerwanie od pięciu lat. Nic więc dziwnego, że zaraz po premierze rzuciłam się na "U schyłku dnia", mając ogromne oczekiwania. Niestety, nie zostały one w pełni zaspokojone, jednak dostałam opowieść, której całkowicie się nie spodziewałam.
Charlie jest Zwiastunem Śmierci. To tylko praca, taka sama jak księgowość, nauczyciel czy reprezentant handlowy. Stara się wieść normalne życie pomimo ciągłych podróży w najróżniejsze strony świata. Zbiera koszulki mało znanych zespołów piłkarskich i... muzykę. Nie jest to postać ani charyzmatyczna, ani wyjątkowa, godna zapamiętania czy nawet polubienia. Jednak to zwykłość, prostota i naiwność Charliego sprawiają, że wydaję się wiarygodny.
Nie jest to książka tak dobra jak "Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta". Nie jest jednak też tak przeciętna jak "Dotyk". Najnowsza powieść North zbudowana jest na wspaniałym, interesującym koncepcie bycia Zwiastunem Śmierci, sama opowieść jest poprowadzona w taki sposób, że intrygująco i ciekawie zaczyna być dopiero w drugiej połowie. Właściwie, pierwsze trzysta stron przypomina bardziej niezmiernie rozbudowany wstęp, w którym autorka prowadzi grę w kotka i myszkę z czytelnikiem, nie chcąc zdradzić więcej niż to absolutnie konieczne. W drugiej połowie bohater niejako wyjaśnia ukryte znaczenie scen z początku, dzięki czemu cała opowieść nabiera głębi. Koniec końców, North prezentuje czytelnikom zgoła odmienny sposób myślenia i mówienia o śmierci niż znany z kultury i dominujących na świecie religii.
North ma bardzo specyficzny język. Pod tym względem "U schyłku dnia" bardziej przypomina "Dotyk" niż "Pierwszych piętnaście żywotów Harry'ego Augusta". Wiele rozdziałów składa się tylko z wielu luźnych zdań, nie powiązanych ze sobą, przypominających strzępki rozmów, nakładających się na siebie głosów w hali przylotów dużego lotniska. Te rozdziały wybijają czytelnika z rytmu. Ponadto, wiele opisów stworzonych jest przy pomocy wykluczających się, sprzecznych zdań, które nie budują obrazu. Oczywiście, jest to celowy zabieg autorki, która chce udowodnić, że śmierć pojawia się zawsze, wszędzie w każdym miejscu na świecie, jednak powtarzanie tego zabiegu przez przeszło pięćset stron zwyczajnie męczy. Ponadto, narracja momentami przypomina montaż teledyskowy. Akcja przeskakuje z miejsca na miejsce, aby za chwilę powrócić do miejsca sprzed stu stron, jednak patrząc na nie z innej perspektywy. Ten sam sposób opowiadania historii North stosowała już w "Dotyku", choć tam ze względu na klimat dreszczowca było to bardziej uzasadnione.
Polecam tę książkę, choć widzę jej wady. Jednocześnie nabrałam ochoty, aby zmierzyć się z bardzo źle przyjętą w Polsce powieścią North o tytule "84 000". Z pewnością "U schyłku dnia" zachwyci wielu czytelników innym spojrzeniem na śmierć, traktowaną zarówno jako motyw w literaturze jak i codzienność każdego człowieka. Zdaję sobie jednak sprawę, że wiele osób nie przebrnie do końca, przez ponad dwustu stronicowy, trochę chaotyczny wstęp.
Chętnie sięgnę po książki tej pisarki, bo jeszcze żadnej nie czytałam.
OdpowiedzUsuńChętnie poznam twoją opinię po lekturze!
OdpowiedzUsuń