"12 dni świąt Dasha i Lily" |
Ho, ho, ho! Święta zapasem, nawet ja zaczęłam odczuwać świąteczną
atmosferę. I to właśnie za sprawą książki "12 dni świąt Dasha i Lily"
mojego ulubionego pisarskiego duetu, czyli Rachel Cohen i Davida
Levithana. Jest to kontynuacja opowieści o tytule "Księga wyznań Dasha i
Lily", która na polskim rynku ukazała się rok temu. Po roku znów
spotykamy nastoletnich bohaterów. W ich świecie również upłynął rok od
wydarzeń opisanych w pierwszej książce, dlatego niezwykle dobrze się to
czyta. Najpierw autorowie przypominają pokrótce tę niesamowitą parę i
ich przedświąteczne spotkanie za sprawą czerwonego notatnika
zamienionego w księgę wyzwań. Jednak tym razem atmosfera świąt nie jest
tak radosna jak powinna. Lily jest przygnębiona, zapomina o świętach, o
sobie i o własnych uczuciach. Zostało 12 dni do świąt Bożego
Narodzenia.
Książka jest niedługa. Nie ma nawet 250 stron, przez co lektura trwa naprawdę krótko. Ale tak bardzo potrzebowałam dać się porwać w świąteczny Nowy Jork, że nie wytrzymałam do 12 dnia przed Gwiazdką i sięgnęłam po tę książę przy pierwszej okazji. Oczywiście pochłonęłam całą na poczekaniu, jak to zwykle bywa z tytułami stworzonymi przez ten literacki duet ("Nick i Norah" pochłonęłam nawet dwa razy). Jeśli ktokolwiek obawia się, że to tylko kolejny romans dla młodzieży z choinką w tle to chyba nie pamięta jak przemyślaną i głęboko poruszającą opowieścią była "Księga wyzwań Dasha i Lily". Choć objętość nie jest wystarczająca to i tak autorom udało się zawrzeć w fabule sporom mądrych myśli, które powinny towarzyszyć czytelnikom nie tylko w okresie świąt, ale przez cały rok.
Uwielbiam humor Levithana. Wiem, że często korzysta z tych samych środków - tworzy wyalienowanych, niezrozumianych bohaterów o wyrafinowanym guście literackim i ciętej ripoście, ale... Ale za każdym razem mam ochotę spotkać jego bohaterów w prawdziwym świecie. Tak samo jest z Dashem. Gardzi powieściami Sparksa, nie potrafi nazwać swoich uczuć i wciąż martwi się, że się martwi. Jednak w połączeniu z optymistyczną i energiczną (na ogół) Lily staje się niewyczerpanym potencjałem gierek słownych i sarkazmu.
Polecam każdemu, kto zna "Księgę wyzwań..." i chciałby wrócić do biegania po Nowym Jorku z poszukiwaniu magii świąt. Ja z pewnością wrócę do tych opowieści w przyszłym roku, może na 12 dni przed Gwiazdką i będę starać się czytać je zgodnie z datami (każdy rozdział lub jego część jest opatrzony odpowiednią datą), aby przeżywać tę przedświąteczną, emocjonalną zawieruchę razem z nimi. Nie wzgardzę również kolejną odsłoną ich przygód!
Komentarze
Prześlij komentarz