Przejdź do głównej zawartości

"Losing Hope" Colleen Hoover

Chyba nikt nie lubi znać zakończenia książki zanim dotrze do ostatniej strony... Z tego powodu książki opisujące te same wydarzenia, ale pisane "z innego punktu widzenia" rzadko są tak dobre jak poprzedniczki. Przeważnie wcale nie zaglądam do tego typu propozycji. Uważam, że ten typ powieści jest pisany dla pieniędzy, nic nie wnosi, a może jedynie wynudzić. Dlatego nawet po fenomenalnym "Hopeless" miałam sporo obaw. O dziwo... JEST DOBRZE!

"Losing Hope"


Wiadomo, kontynuacja pisana "z drugiej strony" jest pozbawiona całego efektu suspensu. Czytelnik o wszystkim wie i nic nie może go zaskoczyć. Największym plusem jest możliwość zajrzenia do umysłu drugiego bohatera - nowego narratora. Po cichutku liczyłam na to, że wydarzenia opisane w "Losing Hope" rozpoczną się przed śmiercią Less (w pierwszej części akcja rozpoczyna się już po jej samobójstwie). Niestety, chyba chciałam za dużo. Less "żyje" tylko przez kilkanaście początkowych stron. A potem szybciutko przenosimy się do akcji znanej nam z "Hopeless".

Szkoda, tak bardzo chciałam bliżej poznać Less oraz jej rodziców. Myślałam, że skoro to Holder jest narratorem więcej uwagi poświęcimy jego otoczeniu, życiu, przeszłości. Nic z tego. Poznajemy tylko jego najlepszego przyjaciela - Daniela - i paru innych znajomych. To bardzo spłyca całą książkę. W "Hopeless" poznajemy rodziców Sky. Oraz dwoje bliskich przyjaciół. Tutaj wszystko kręci się w okół odczuć Holdera na widok Sky.

Akcja pędzie na łeb, na szyję. Odniosłam wrażenie, że tempo jest dużo bardziej dynamiczne niż w pierwszej części. Autorka nie skupia się już tak na otoczeniu bohaterów. Nie ma opisów wnętrz lub przyrody. Krótko zwięźle i na temat.

Najlepszą częścią książki są listy Holdera do siostry pisane już po jej śmierci. To wątek zupełnie nieznany w "Hopeless". Jest to piękny, panoramiczny obraz relacji między bliźniętami oraz stanu emocjonalnego i psychicznego Holdera po śmierci Less. Dopiero w tych listach można dostrzec cały ból, rozpacz i próbę zrozumienia jaką odczuwa się po śmierci najbliższej osoby. Jednak czym bliżej finału tym mniej listów. I tym mniej subiektywnych wrażeń narratora.

Uwielbiam styl i język autorki. Ma w sobie coś takiego, że zaraz po skończeniu lektury "Losing hope" miałam ochotę rozpocząć czytanie od nowa. Tylko po to aby ponownie dać się oczarować plastyczności i obrazowości języka. Każde, nawet pojedyncze i najprostsze zdanie ma w sobie coś co chwyta za serce i nie puszcza, aż do ostatniej strony. W jednej chwili śmieję się do książki aby w kolejnej uronić kilka łez...

A tak! Mimo tego, że znałam finał powieści nie udało mi się powstrzymać płaczu. Kilka mokrych kropel spadło na kartki. Co więcej, jestem przekonana, że w dniu, w którym ponownie przeczytam tę historię znów się popłaczę.

Polecam. Ze łzami wzruszenia w oczach.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z