Przejdź do głównej zawartości

"Agrafka" Izabela Sowa

"Agrafka" Izabeli Sowy
Przyznaję, nie oczekiwałam cudów. Potrzebowałam mało ambitnej, prostej i zwyczajnej książeczki. Odczuwam lekkie znużenie wampirami, smokami i innymi dziwami. Potrzebowałam normalności, w każdym znaczeniu tego słowa. I tak oto stałam się właścicielką większość książek z serii "Tylko dla dziewczyn". Pierwszą pozycją, która ukazała się w tej serii była "Agrafka" Izabeli Sowy. Jest to najcieńszy tytuł z całego cyklu. Ma zaledwie dwieście czterdzieści stron, więc przeczytanie całości nie zajmuje więcej niż jednego wieczora. 

Główną bohaterką jest Dobromiła, licealistka z najlepszą średnią w klasie. Oraz z lekką nadwagą. Dziewczyna niebywale ambitna, ale też nieśmiała, cicha, skromna i bardzo nie pewna siebie. Jej kompleksy wynikają z niezdrowych relacji rodzinnych. Miłka ma starszą siostrę, Weronikę. I jak by to powiedzieć... Weronika jest chodzącym ideałem. Perfekcyjna i doskonała w każdym calu. Jak tu nie mieć kompleksów, gdy twoją siostrą jest Lady perfect? W dodatku rodzice są wpatrzeni w Weronikę jak w najświętszy obrazek. A Miłkę traktują jak piąte koło u wozu, głupiutką młodszą córeczkę, która spełnia każde ich polecenie, nie sprawia kłopotów i jest prawie tak dobra jak Weronisia! A najgorsze są chyba te rozmowy... Tak, rodzina Dobromiły ze sobą rozmawia. Dużo i często. O wszystkim. Ale można ROZMAWIAĆ i rozmawiać. Można mówić i można artykułować kolejne słowa. Niedzielne rodzinne dyskusje tuż po obiadku to chyba najsmutniejszy obrazek z całej powieści. Ofiarny ołtarzyk ma którym złożono prawdziwe, szczere rodzinne relacje.   

Babci też daleko do ideału. Wciąż narzeka, sztorcuje wnuczkę i nie interesuje się jej odczuciami. Mimo kompletnej rodziny, częstych wizyt u babci i posiadania starszej siostry Miłka jest niezwykle samotna, wręcz porzucona. Mi kilka koleżanek, ale z żadną nie nawiązała głębszej, poważniejszej relacji. Dobrusia nie ma z kim porozmawiać, siedzi tylko w swoim kanarkowym pokoju i uczy się do kolejnych testów, sprawdzianów, kartkówek. Wszystko w jej otoczeniu jest perfekcyjne, doskonałe i idealne. I o wszystkim decydują jej rodzice. Miłka nie ma nawet prawa zdecydować o kolorze ścian w jej pokoju oraz wyglądzie pluszowych maskotek. 

Brzmi dość oklepanie, prawda? Nawet jeśli już zaczęliście współczuć Miłce jakoś nie macie ochoty przeczytać tej pozycji? Bo przecież wiadomo jak się skończy? Otóż nie, nie wiadomo. Finał był jednym wielkim zaskoczeniem. Nie wiedziałam jak autorka chce wybrnąć z tak skomplikowanej sytuacji. Nie udało mi się odgadnąć zakończenia. Nie byłam nawet blisko. Może to dlatego, że nigdy wcześniej nie spotkałam się z takim motywem w ŻADNEJ INNEJ KSIĄŻCE? A już na pewno nie szukałabym takich "cudów" w powieści dla nastolatek! Dopiero na ostatnich stronach dowiadujemy się co (i kto!) kryło się za fasadą idealnej rodziny.  

Powieść zbudowana jest w dość osobliwy sposób. Główną opowieść dzielą krótkie, wyodrębnione graficznie retrospekcje. Każda sytuacja, dialog, spotkanie przypomina Miłce jakieś wydarzenie z przeszłości. Pierwszym takim wspomnieniem jest wspomnienie tytułowej agrafki. Im dalej zagłębiamy się w książkę tym starsze są wspomnienia Dobromiły. Ostatnie z nich dotyczą okresu wczesnego dziecięctwa, gdy Miłka miała cztery latka.  Wspomnienia kluczowe dla całej fabuły i dla życia Miłki!

Bohater zwierzęcy - porzucony psiak Łatek przechrzczony później na "Koleś" staje się portalem przez który autorka wprowadza inne, kluczowe dla całości postacie. Niby taka banalna sytuacja - młoda dziewczyna znajduje na parkingu bezdomnego psiaka. Zakochuje się w czworonogu, ale nie może zabrać go do swojego domu. A tu zbliża się zima, mróz i śnieg. Jak nieduży psiak ma sobie poradzić sam w zimie? Dobrze, że na tym świecie są inni dobrzy ludzie, nie tylko Miłka. I tak oto mały zwierzak zyskuje troje bardzo osobliwych wybawców. 

Moją uwagę przykuła jeszcze jedna postać. Trzecio- może drugoplanowa. Caro. Jedna z koleżanek głównej bohaterki. Może nawet najbliższa koleżanka, taka prawie przyjaciółka. Caro domaga się odrobiny uwagi swoich rodziców. No właśnie - domaga się. Zrobi wszystko byleby tylko rodzice poświęcili jej trochę czasu. Kupuje nawet porcję marihuany i pozostawia w widocznym miejscu, aby zdenerwować rodziców. Wszystko co Caro mówi, robi i myśli to niemy krzyk o miłość rodziców. I to właśnie postać Caro zrobiła na mniej największe wrażenie.    

Polecam. Nie tylko rówieśniczkom Miłki lub Weroniki. Myślę, że starsze osoby - rodzice dziewcząt takich jak Miłka, Caro i Werka powinny przeczytać "Agrafkę". Może gdyby to była obowiązkowa lektura dla każdego rodzica po świecie chodziłoby zdecydowanie mniej istot takich jak bohaterki tej powieści. Bo co do tego, że są na świecie dziewczyny równie samotne w swoich rodzinach nie mam żadnych wątpliwości. Każda Miłka, Werka i Caro powinny także sięgnąć po "Agrafkę". Tylko po to, aby zobaczyć, że jest  dla Was nadzieja. "Agrafka" to taka mała rodzinna psychoterapia dla całej rodziny. Gorąco zachęcam. 

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z