Smoków tyle co kot na płakał, za to kobiet zachowujących się jak rozkapryszone dziewczynki pod dostatkiem. Z pewnością, powieść Shannon to dla mnie spore rozczarowanie, jednak wynika to przede wszystkim z promocji. Kolejne recenzja, akcje promocyjne czy nawet opis na okładce nie ostrzega czytelnika, że to opowieść prosta, by nie rzecz banalna, skierowana do młodszego odbiorcy. Ba! Powieść przez pewien czas też obiecuje, że będzie rasowym fantasy dla odbiorcy, który nie jedno już czytał i widział. Tymczasem, gdzieś koło dziesiątego rozdziału autorka zrezygnowała z rozmachu jaki ma początek książek. Porzuca troje z czworga bohaterów, aby skupić się na Ead, która jest taka sama jak tuzin innych bohaterek z powieści dla młodzieży. Z potężnego świata podzielonego na Zachód i Wschód istotny staje się tylko jeden zamek, jedna komnata, a z czasem tylko jedno łoże...
Książka Shannon zyskuje dużo, gdy przestać traktować ją jak dzieło fabularne, a zacząć przyglądać się tej publikacji jak podręcznikowi dla osób, które chcą poznać się z (pod)gatunkiem epic fantasy. "Zakon drzewa pomarańczy" to bardziej przegląd wątków, tropów, motywów i schematów niż ich realizacja. Trudno śledzić z zapartym tchem wydarzenia związane z którąkolwiek, ale trzeba autorce przyznać, że liznęła wszystkiego co kojarzy się z gatunkiem - smoki, wiedźmy, tajemne bractwa, alchemia, wojna, królowe i królowie, intrygi dworskie, piraci, potężne artefakty, podróż w nieznane... Czego tutaj nie ma! Fakt, to przeszło tysiąc stron, jest gdzie się rozpisywać, szkoda tylko, że na czytelniku, który fantasy zna i lubi ta mnogość nie robi wrażenia, a wszystko to jakieś blade i infantylne. Ale na początek? Myślę, że to dobry przewodnik, taka próbka dla czytelnika, który nie wie czy lubi, ale chciałby poznać.
Z pewnością to świetna propozycja dla piętnasto-, szesnastolatek, które fantasy nie czytały albo czytały nie wiele. To też dobra propozycja dla kobiet, które - rak samo jak Shannon, co autorka zdradza w wywiadzie - zawsze marzyły, aby w powieściach Tolkiena kobiety odgrywały ważniejszą rolą. Jednak czytelnik, który zna i kocha fantastykę od lat poczuje się srogo zawiedziony już po dziesiątym rozdziale. Najbardziej dotkliwy jest brak smoków. W części pierwszej smoki pojawiają się trzy razy, a opis ataku smoka na wieżę zamkową jest śmiechu warty. W drugiej części smoków jest nieco więcej, ale jest też więcej wątku romansowego, który skutecznie przykrywa wszystko inne.
Komentarze
Prześlij komentarz