Autorka postanawiało nic czytelnikowi nie wyjaśniać, żadnych informacji eksplicytnych, podanych na tacy. Samo w sobie, nie jest to nic złego, pod warunkiem, że czytelnik zdoła się sam połapać w świecie przedstawionym, prędzej czy później pozna reguły rządzące wykreowanym fantastycznym światem. Cóż, nie tym razem... Nawet po przeczytaniu całości nie wiem czym różni się mag od czarodzieja wedle zamysłu autorki. Kto należy do Loży, a kto do Kongregacji, jakie są cele i na czym polega władza tych organizacji oraz w którym wieku rozgrywa się akcja! Z jednej strony bohaterki oglądają seriale na Netflix, chodzą w legginsach oraz jeżdżą autem, ale pozostali bohaterowie mieszkają w zamku z fosą i mostem zwodzonym, a poród wywołuje się jedzenie liści malin...
Wątek miłosny najlepiej opisuje tytuł starego przeboju Grzegorza Turnaua - Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem. Główna bohaterka, Vianne, zachowuje się jak dziecko, choć od dawna nim nie jest. Nie przeszkadza jej sypianie z zaręczonym mężczyzną, ale jego ślub, motywowany polityką i sojuszami, traktuje jak osobisty policzek. Sama nie wie czego chce, a gdy okazuje się, że jest wyjątkowa (a jakże!) igneruje pomoc i zdrowy rozsądek, aby nadal biegać za wyidealizowanym wspomnieniem chłopaka, który stał się bucem. Całość ratuje tylko to, że wątek miłosny jest tak nieangażujący, przewidywalny i typowy, że zupełnie nie wzbudza emocji. Nawet tych negatywnych.
Całą fabułę można streścić do kilku zdań. Bohaterki wracają z Wielkiej Brytanii do Francji, do rodzinnego domu, bo nadciąga woja pomiędzy demonami a... całą resztą świata? Nadal nie wiem. Następnie dzieją się rzeczy związane z szykowaniem się do wojny, sojusze, pakty, pertraktacje, ale to tylko tło do dwóch wątków miłosnych. Vianne i Ezra nie mogą się znieść, choć ich do siebie ciągnie, a najstarsza siostra, Aimee, nie może oprzeć się pewnemu demonicznemu przystojniakowi. Rzecz ciągnie się tak długo, że wojna w końcu wybucha, a książka się kończy. Bum! Czekajmy na drugi dom.
To rzadki (a może nie?) przypadek książki tak głupkowatej, że aż zabawnej. Mimo ogromnych luk fabularnych i logicznych oraz poczucia niedoinformowania bawiłam się przednio, czasem nawet śmiejąc się w głos, podczas lektury o seksmarmoladzie. Czy sięgnę po kolejne tomy? Być może, jeśli znów będę równie zmęczona ambitniejszą literaturą. Polecam, z zastrzeżeniem, że nie jest to książka najwyższych lotów, a świat przedstawiony to mieszanka wszystkiego ze wszystkim. Mam nadzieję, że kolejne tomy skupią się na pozostałych siostrach, bo histeryzującej i rozpieszczonej Vianne mam już dość.
Komentarze
Prześlij komentarz