Przejdź do głównej zawartości

"Bursztynowa luneta" Philip Pullman

Najgrubszy, a jednocześnie najmniej interesujący tom trylogii Philipa Pullmana. Domknięcie losów Lyry i Willa. Zapowiadało się epicko i dynamicznie, a przede wszystkim, angażująco! Jednak "Bursztynowa luneta" wydaje się jeszcze nudniejsza niż poprzedniczy, wyprana z jakiegokolwiek ładunku emocjonalnego. Kolejne - z pozoru tragiczne - wydarzenia nie robiły na mnie żadnego wrażenia. Nawet mnogość postaci na których autor skupia się w finałowym tomie nie pozwolił mi na znalezienie lubianej postaci. Narracja skacze od Lyry do Willa, od Willa do doktor Malone oraz lorda Asriela lub pani Coulter... Naprawdę, dużo tego, ale żaden z tych wątków nie zaciekawił mnie, nie wywołał syndromy "jeszcze jeden rozdział". A wyprawa do krainy umarłych zapowiedziana na okładce to w rzeczywistości jeden z wielu pomniejszych wątków, który "trwa" mniej niż pięćdziesiąt stron w powieści, która ma więcej niż 500 stron. Rozczarowujące. 

Mnogość nawiązań biblijnych (anioły i ich upadli pobratymcy) oraz mitologicznych (kraina umarłych otoczona rzeką) mogłaby sprawić, że to pozycja skierowana do starszego czytelnika niż dwa poprzednie tomu. Jednak bardzo wyraźne przesłanie dydaktyczno-umoralniające nie pozostawia złudzeń, że jest to powieść dla dzieci i najmłodszych nastolatków, a głównym celem całej trylogii jest wychowywanie, wpajanie pewnych postaw w sposób mało wyszukany... W poprzednich odsłonach przygód Lyry ten dydaktyczny ton nie irytował mnie tak bardzo. Być może dlatego, że dotyczył on głównie nieposłusznej, rozwydrzonej dziewczynki, a w "Bursztynowej lunecie" także dorosła kobieta, zajmująca się naukowo fizyką wydaje się równie niesamodzielna jak jej dwunastoletni przyjaciele.


Sam finał jest rozczarowujący. Można by się spodziewać, że wielka walka z Absolutem zaspokoi mój apetyt na wątki polityczno-religijne, które od samego początku podobały mi się w tej trylogii najbardziej. Niestety, epilog i wspomniane wcześniej moralizujące przesłanie przykrywają wątek buntu przeciw Stworzycielowi. Oczywiście, wpisuje się w on w klasykę literatury przygodowej dla dzieci i młodzieży, jednak po przeczytaniu całej trylogii nadal nie dostrzegam jej "przełomowości" oraz "wyjątkowości". Mam wrażenie, że "Opowieści z Narnii" są bardziej nowoczesne, a przede wszystkim, bardziej oryginalne. 

Z całą pewnością nie sięgnę po dopisaną w ostatnich latach serię "Księgi Prochu", która jest swoistym preguelem do "Mrocznych materii". Rozczarowanie i poczucie straconego czasu to najsilniejsze emocje, jakie odczuwałam podczas lektury. Współcześnie, to trylogia tylko dla najmłodszych czytelników, którzy polubią bohaterkę złożoną ze słownie trzech cech, a brak informacji, ekspozycji i logiki w działaniu nie będzie tak irytował. Dorosły czytelnik może sięgnąć po najsłynniejszą trylogię Pullmana tylko w ostateczności, gdy będzie potrzebował czegoś bardzo prostego i nieanagżującego,

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z