Cóż za rozczarowanie! Myślałam, że będzie to książka tego roku. Książka o książkach, spełnienie marzeń każdego książkoholika! "Atramentowa Trylogia" w wydaniu dla dorosłych! A tymczasem dostałam przewidywalny i płytki romans, wykorzystujący banalny schemat z baśni o Kopciuszku - dwoje ludzi, jedno z wyższej sfery, drugie z gminu, łączy ich uczucie na przekór konwenansom. I gdyby ten motyw był czymś przełamany, czymkolwiek...! Nie! Więcej inwencji twórczej miała Helena Mniszkówna pisząc klasyczny romans, "Trędowatą".
Nie polubiłam bohaterów. Szczególnie Lucian drażnił mnie z każdą stroną coraz bardziej. Postać pozbawiona wszelkich wad, równie papierowa i wyidealizowana co disnejowscy książęta. Choć Emmeta początkowo lubiłam i starałam się zrozumieć jego postępowanie, motywacje, a przede wszystkim relacje z rodziną, to ostatnie strony pozbawiły mnie wszelkich ciepłych uczuć.
Niemniej, zaletą tego tytułu jest lekki styl, który sprawia, że przeczytanie całości zajmuje nie więcej niż dwa wieczory mimo ciągłego przewracania oczami nad zachowaniem bohaterów. Czyta się naprawdę szybko, sprawnie, choć rozwój fabuły nie zaskoczył mnie w żadnym momencie. Język jest bardzo prosty, widać, że autorka zazwyczaj pisuje powieści dla młodzieży. Elementy baśniowe rozciągnięte są poza wątek romantyczny kreacja świata oraz innych bohaterów również nawiązuje do klasycznych opowieści o szlachetnych książętach, przebiegłych możnowładcach i chytrych lordach, co przywodziło mi na myśl "Dziesięć tysięcy drzwi".
Zmarnowany potencjał. Ilekroć patrzę na tę przepiękną okładkę, serce mi pęka. Z pewnością znajdzie się wiele czytelników, którzy będą tak zauroczeni słodkim romansem, że nie zauważą braku elementów fantastycznych oraz zepchnięcia oprawiania wspomnień na dalszy (najdalszy) plan. Lekki romans, o którym zapomnę na kilka tygodni.
Komentarze
Prześlij komentarz