Przejdź do głównej zawartości

"Gdyby ocean nosił Twoje imię" Tahereh Mafi

"Gdyby ocean nosił Twoje imię"

Z jednej strony bardzo wyczekiwałam tej książki, z drugiej strony - nie miałam wielkich oczekiwań. I całe szczęście, bo pewnie bym się zawiodła. Najnowsza powieść Tahereh Mafi to tylko i aż kolejny romans dla młodzieży, który dotyka problemu stereotypizacji i nierówności rasowej oraz płciowej. Chyba bardziej ucieszyłabym się, gdyby kolejne tomy "Dotyku Julii" zostały wydane w Polsce... Niemniej, po "Gdyby ocean nosił Twoje imię" sięgnęłam z wielkim zainteresowaniem i z uwagą śledziłam losy Oceana i Shirin. 

Sposób prowadzenia narracji oraz sposób kreacji głównych bohaterów bardzo przypominało mi "Eleonorę i Parka" Rainbow Rowell. Postacie są stworzone na zasadzie kontrastu - nie łączy ich nic, poza uczęszczaniem do jednej szkoły. Inne zainteresowania, inne pochodzenie etniczne, inny wygląd i inne marzenia na przyszłość. Akcja rozwija się raczej nieśpiesznie, śledzimy rozwój relacji Oceana i Shirin z perspektywy dziewczyny. Autorka wplata w myśli i słowa bohaterki myśli na temat równości płci i rasy, podkreśla wyjątkowość jej hobby - break dance - oraz wiele mówi o podejmowaniu samodzielnych, niezależnych decyzji, jednak nie wiele z tego wynika na kartach powieści. Pod koniec powieści wszystkie te cechy jakby zanikają u Shirin i dziewczyna podejmuje decyzje zgodnie z wolą otoczenia.

Powieść napisana jest lekko, dzięki czemu przewracałam kolejne strony sama nie wiedząc kiedy. Autorka świetnie oddała klimat początku XXI wieku. Zaczynając od nowinek technologicznych, poprzez szok wywołany zamachem na WTC, na ukochanym przez Sirin break dancie kończąc. 

To typowa opowieść o pierwszej wielkiej miłości dla młodzieży. Nie ma w tej powieści nic więcej niż w dziesiątkach innych tytułów skupionych wokół romansu. Największą zaletą jest zakończenie, które nie jest przesłodzone, a wręcz wyjątkowo realistyczne jak na powieści dla młodzieży.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z