"Jak mogłaś" Heidi Perks |
Mam dwie teorie: albo wszystkie współczesne thrillery są takie same, albo ja mam wyjątkowe szczęście (wyjątkowego pecha?) do sięgania po powieści, których akcja rozwija się dokładnie w ten sam sposób, a tym złym jest zawsze osoba pełniąca tę samą rolę społeczną. I choć "Jak mogłaś" czyta się szybko i bez zgrzytania zębami, to druga połowa historii jest jakby wyprana z emocji. Zarówno rozdziały, których narratorką jest Charlotte jak i rozdziały, które skupiają się na Harriet są równie blade, a ja nie mogłam wczuć się w sytuację żadnej z nich.
Trudno było mi odczuwać silne emocje podczas lektury "Jak mogłaś", gdy wszystko przypominało mi "Rywalkę" Sandie Jones, "Dziewczynę z pociągu" Pauli Hawkins, "Bad mommy" Tarryn Fisher czy nawet "Zanim zasnę" S. J. Watsona, To co działało za pierwszym razem w każdej kolejnej powieści robiła coraz słabsze wrażenie, a w "Jak mogłaś" stało się już tylko cieniem, echem dawno przebrzmiałych emocji. Napięcie powinno wzrastać w finałowych rozdziałach, niestety wydaje mi się, że autorce zabrakło pary... Końcowe wydarzenia są opisane dużo mniej dokładnie i barwnie niż pierwsze rozdziały, gdy Alice znika.
Myślę, że powieść Perks zrobi największe wrażenie na czytelnikach, którzy nigdy lub bardzo rzadko sięgają po tego typu historie. Ponadto, to coś dla wielbicieli gatunku. Mamy tu wszystko, co potrzebne jest do stworzenia thrillera idealnego: zrozpaczoną matkę, zagubione dziecko, kilka błędnych tropów, kilka niedopowiedzeń i niewinnych kłamstewek oraz ukrywana prawda o przeszłości. To nie jest zła książka. Jednak nie jest to też powieść, którą zapamiętuję się na długo, albo która robi niezmywalne wrażenie. Ot, takie czytadełko w kryminalnym klimacie.
Komentarze
Prześlij komentarz