Przejdź do głównej zawartości

"Klątwa Tygrysa. Wyprawa" Colleen Houck

"Klątwa Tygrysa. Wyprawa" to trzeci tom przygód Kelsey i dwóch zamienionych w tygrysy indyjskich książąt. Kolejny tom przedziwnej sagi, która niczym się nie wyróżnia na tle innych powieści z gatunku paranormal romance, a jednak ma w sobie to coś, co nie pozwoliło mi pójść spać przed świtem. Tym razem na poszukiwania kolejnego daru dla bogini Durgi wyruszy cała trójka (w poprzednich tomach była to tylko para składająca się z Kelsey oraz jednego z braci), co jest powodem powstania wielu dwuznacznych i zabawnych dla czytelnika sytuacji. Efekt? Jest zabawniej, ale też bardziej dojrzale, a nie tak słodko i naiwnie jak wcześniej.

"Klątwa tygrysa. Wyprawa" Colleen Houck
Niestety nie jest to powieść, dla osób znużonych ciągłym powielaniem motywu trójkąta miłosnego. W tym tomie jest go nadzwyczaj dużo, co po 400 stronach robi się irytujące i nudnawe. Nie jest to poziom "Pamiętników Wampirów" i dziesięciu tomów o dziewczynie, która nie wie w kim jest zakochana, ale... Lekko nie jest. Nadal podobieństw do wcześniej wspomnianej serii jest dużo więcej, niż podobieństw do "Zmierzchu. A ostrzegano mnie, że ta saga to nic innego jak Bella i jej chłopcy wrzuceni w indyjski klimat. 

Po przeczytaniu trzeciego tomu dochodzę do wniosku, że najnudniejszy mimo wszystko, jest wątek Lokesha, czyli wątek o "tym złym", który utrudnia zadanie głównym bohaterom... Na szczęście książka ma w sobie wystarczająco dużo akcji, spowodowane poprzez zawirowania w sferze uczuć oraz za sprawą przygód związanych ze zdobyciem wszystkich darów dla bogini Durgi. Gdyby zabrakło Lokesha powieść nie straciłaby zbyt wiele, a może zrobiłoby się ciekawiej. Styl autorki nie uległ zmianie w porównaniu z poprzednimi tomami tygrysiej sagi.Nadal uważam, że jest dobry. Tam, gdzie histoira nie jest zbyt dopracowana i staje się nużąca ratuje ją barwny sposób pisania autorki. Nawet najgłupsze fragmenty stają się mniej irytujące, gdy są stworzone ze pomocą tak plastycznego języka. Dzięki żywym opisom czytelnik ma wrażenie, że przenosi się do indyjskiej dżungli, gdy tylko otworzy książkę. Język jest trochę żywszy i zdaje się lepiej oddawać emocje Kelsey. I choć główna bohaterka nadal jest tak samo głupiutka i irytująca tak jak w poprzedniej części. Osobiście już nie liczę na to, że dostanie ona objawienia i zacznie myśleć racjonalnie...  To taki typ słodkiej idiotki, która nie może wybrać pomiędzy dwoma wspaniałymi mężczyznami.

Czy polecam? Tak, jeśli ktoś ma nadmiar wolnego czasu i pragnie zając sobie ręce i myśli jakimś niezobowiązującym czytadłem, które za wiele do życia czytelnika nie wnosi, ale miło absorbuje myśli. Lekko, łatwo i przyjemnie, choć dość schematycznie. Dobra na zbliżające się lato! Sama planuję wrócić do tej serii, gdy tylko znajdę trochę wolnego czasu. I wciąż po cichu liczę, że doczekamy się polskiego wydania ostatniej części.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Wyśniony Moondrive Box!

Ta-dam! Nadszedł czas na nowy Box od Wydawnictwa Moondrive. Dotarł do mnie już wczoraj. Z pewnością jest o wiele lepszy niż poprzednie pudełka. I choć sam karton dotarł trochę zniszczony to i tak cieszę się jak w Boże Narodzenie. Jest na prawdę ładny. Znów z każdej strony znjaduje się tekst związany z książką. Na tyle znajdziemy też coś, co przypomina rebus-zagadkę. Oczywiście, nie mam pojęcia jakie jest rozwiązanie. Mam nadzieję, że olśni mnie podczas lektury. Wiem, kim była Lukrecja Borgia, której imię znajduje się na odwrocie pudełka, ale cóż, do diaska, ma ona wspólnego z oniryczną powieścią dla młodzieży? To teraz przechodzimy do zawartości pudełka... Pierwszym przedmiotem, który znalazłam był kubeczek. Duży, granatowy (i dość nie ostry na zdjęciu) w rzeczywistości prezentuje się naprawdę dużo lepiej. Drugim podarkiem była świeczka. Niestety jestem beztalenciem, więc nie umiem określić zapachu, nawet jeśli jest to klasyczna wanilia podpisana jako "Mimo wszystko". Przy

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin

"Zdobyć to, co tak ulotne" Beatrice Colin Ogromne zaskoczenie. Pozytywne. Choć okładka zapowiada romans w cieniu wznoszącej się wieży Eiffela, to powieść Colin jest raczej powieścią społeczno-obyczajową, niż romansem w popularnym rozumieniu. Brytyjska pisarka skupia się na ukazaniu obłudy schyłku XIX stulecia, gierkach pomiędzy klasami europejskiej socjety oraz podobieństw pomiędzy potrzebami bohaterów, a współczesnym czytelnikiem. Z całą pewnością osoby, które sięgają po tę powieść w poszukiwaniu historycznego romansu, namiętnych scen erotycznych i romantycznych scenek w paryskich kawiarniach będą rozczarowane. Jednak osoby, które chciałyby spojrzeć na Paryż z perspektywy budowanej dzień po dniu wieży Eiffela będą zachwycone. Akcja rozwija się dość szybkim, równym tempem. Colin skupia się nie tylko na parze głównych bohaterów - Emilu i Cait - ale także na podopiecznych głównej bohaterki, wchodzących w dorosłość Alice i Jamesa. I to właśnie za sprawą rozpieszczonego ro

"Po drugiej stronie kartki" Jodi Picoult i Samanthe van Leer

Bajki tak to już mają, że wszystko dobrze się w nich kończy. Potwory zostają pokonane, księżniczki ocalone, a książęta są szczęśliwie zakochani... Zaraz, zaraz. Tylko kto powiedział, że książę zakochuje się w księżniczce? Co się stanie, gdy miłością jego życia okaże się czytelniczka? Wtedy tak jak Delilah i Oliver zrobią wszystko, aby wyciągnąć księcia z opowieści. I gdy już wszystko się udaje, gdy jesteśmy o krok od szczęśliwego zakończenia postawstaje kontynuacja, która udowadnia, że za każdym Żyli długo i szczęśliwie kryje się sporo opowieści o niepowodzeniach i rozczarowaniach prozą dnia codziennego.  Oliverowi udało się uwolnić z książki. Nie umie prowadzić samochodu, nie zna szkolnego życia i nie rozumie, że sam może podejmować wybory. Mimo to jest najszczęśliwszy na świecie - teraz może być z Delilah. Do czasu... "Po drugiej stronie kartki" Picoult i van Leer Sięgnięcie po kontynuację "Z innej bajki" zajęło mi ponad dwa lata, więc sporo szczegółów z