Kwiecisty styl pełen truizmów w stylu Paulo Coelho drażni i irytuje, gdy czyta się rozdział za rozdziałem. Robienie dłuższych przerw pomiędzy kolejnymi sesjami z tą książką wydaje się konieczne, aby pozbyć się ciągłego uczucia déjà vu. Opisy uprawy pomidorów i sadzenia kwiatów również nie ułatwiają lektury, choć bardzo krótkie rozdziały i przeplatanie fragmentów retrospektywnych z współczesnymi usprawniają cały proce.
Najciekawszy – a z pewnością najzabawniejsze – są fragmenty, w których główna bohaterka rozmawia z księdzem. Nie ucieka od tematów religijnych, ale nie popada w patos, towarzyszący opisom uprawy warzywniaka i rozmów z poprzednim opiekunem cmentarza. Ksiądz jest też jedyną męską postacią, posiadającą pozytywne cechy charakteru, dalekie od tych, które zazwyczaj przypisywane są toksycznym, męskim bohaterom. Wszyscy pozostali bohaterowie albo składają się z dwóch cech na krzyż (grabarze i teść Violette), albo są zlepkiem stereotypów o przedstawicielach pewnej klasy społecznej, zawodu lub mieszkańcach regionów Francji. Dorzućmy do tego nieznośną teściową, która nie akceptuje wybranki synka-jedynka...
Jakiś czas temu w mojej głowie pojawiła się nowa przestrzeń na książki opatrzona metką "niezapamiętywalne". "Życie Violette" wpadło do tej wewnętrznej szufladki już podczas lektury czwartego rozdziału. Jeśli po czwartym rozdziale ma się wrażenie, że "Ach, to będzie tak!" to jest to wrażenie zupełnie uzasadnione i to będzie właśnie tak jak się wydaje, ale okraszone setkami truzimów z gatunku "życie jest piękne" i "po burzy zawsze wychodzi słońce".
Nie rozumiem zmiany perspektywy w narracji pod koniec książki. Całą powieść skupiamy się na Violette, aby końcowe rozdziały oddać jej mężowi, poznać te same fakty z jego punktu widzenia, a jednocześnie nieco go wybielić, pokaż jego dobre strony i wytłumaczyć toksyczne, ciągnące się latami zachowania. Spłyca to (i tak bardzo płytką, banalną i zupełnie przewidywalną) całą powieść do poziomu wyschniętej kałuży.
Da się czytać, nawet dość szybko i sprawnie, tylko po co? Skrajnie przewidywalna obyczajowa powieść pociągowa lub na plażę, która ulatuje z pamięci już podczas lektury. No, ale okładka się błyszczy i ma kwiatki...
Komentarze
Prześlij komentarz