"Nieprzekraczalna granica" Colleen Hoover |
Najlepsze, najciekawsze i najbardziej wzruszające momenty dotyczą drugoplanowych bohaterów. Głównie za sprawą młodszych braci zakochanej pary - Kela i Couldera. Eddie i Gavin stają się mniej istotną częścią fabuły. I choć przez większość scen są obecni jakoś nie udało mi się wyczuć ich obecności, a wątki, które ich dotyczyły były banalne i schematyczne. Najgorsze jest to, że Eddie nie zachowywała się jak Eddie! Była stanowczo zbyt grzeczna i zbyt mało pyskata. A właśnie ona i jej charakterek sprawiły, że udało mi się polubić pierwszą część tej trylogii.
Druga cześć jest gorsza. Głownie przez całkowite odrealnienie sytuacji. Autorka nie wprowadza żadnych elementów uwiarygadniających tak absurdalne sploty okoliczności. Jestem nawet w stanie wybaczyć jej przesłodzone zakończenie. Nawet się go spodziewałam. Ale nie mogę uwierzyć, że tyle nieszczęść może spotkać dwoje młodych ludzi między 31 grudnia a 2 marca. Naprawdę. Dokładnie ten okres czasu autorka opisuje w drugim tomie. A jedyne czego brakuje tej niewiarygodnej fabule to mafii i gangsterskich pościgów. Hoover wprowadza jeszcze dwie ważne postaci - Sherry i jej jedenastoletnią córkę Kiersten. Oczywiście muszą one mieszkać przy tej samej ulicy co para głównych bohaterów. To chyba jakaś magiczna ulica.
Sherry pojawia się zawsze wtedy, gdy tego potrzeba robiąc pranie, podając magicznie uzdrawiające lekarstwa i robiąc za szofera trójce jedenastolatków. Kiersten jest najgorzej wychowanym dzieckiem jakie spotkałam w literaturze. A Kel, młodszy brat głównej bohaterki, z miejsca zakochuje się w nowej sąsiadce. Urocze, prawda? Książka podzielona jest na dwie części. Nie wiem, która jest słabsza. Druga jest znacząca krótsza, bardziej słodka i jeszcze bardziej odrealniona. Ale to pierwsza była mocniej irytująca. A wątek, który pojawia się już w opisie zamieszczonym na tylnej okładce? Wątek starego związku Willa z Vaughn? Cóż, on zwyczajnie gubi się w tym natłoku tragedii jakie spotykają młodą parę.
Naprawdę lubię tę autorkę. I jestem głęboko przekonana, że umie pisać. I to widać. Nawet tak głupia (tak, głupia) i niewiarygodna historia da się czytać, dzięki jej umiejętnością narracji. To naprawdę dobrze napisana historia. Lubię jej język i styl. I głównie z tego powodu sięgnę po inne książki tej autorki, gdy zostaną przetłumaczone.Jednak to najgorsza książka Hoover. Cieszę się, że nie było to sześćsetstroniocwe tomiszcze, bo mogłabym tego nie przeżyć. Albo naprawdę w końcu zadarli by z mafią z Michigan...
Polecam? Hmm... To trudne pytanie. Da się czytać. Ale to nie jest dobra książka. Można ją czytać po to, aby podszkolić swoje słownictwo - jak na powieści dla młodych kobiet to język jest naprawdę porządny. Ale samej radości i przyjemności z lektury nie gwarantuję. To nawet nie jest zwykłe czytadło. To bardziej scenariusz telenoweli. Uważam, że osoby, które kochają Hoover za cykl "Hopeless" będą bardzo rozczarowane. Osoby, które znają tylko "Pułapkę uczuć" zapewne nie odczują tego spadku poziomu.
Komentarze
Prześlij komentarz