Przejdź do głównej zawartości

"Już nigdy Pan nie będzie smutny" Baptiste Beaulieu

"Już nigdy Pan nie będzie smutny" Baptiste Beaulieu



Panie, panowie... Przed państwem największe rozczarowanie tego roku! A dla mnie kolejna nauczka, aby nie nastawiać się przedwcześnie i ograniczać entuzjazm. Autor znany ze swego debiutu rozkochał mnie w sobie podczas lektury "Pacjentki z sali nr 7" i sprawił, że nie mogłam doczekać się drugiej pozycji. Zwłaszcza, że było tyle wspólnych punktów - zaczynając od uroczego  i enigmatycznego tytułu, poprzez postać lekarza-narratora, kończąc na dziwnie podniosłej i patetycznej atmosferze. Niestety, jest to naprawdę marna z ambicjami literatury światowej o wielkim znaczeniu i ponadczasowym przesłaniu.

Po przeczytaniu pierwszych 60 stron musiałam sprawdzić na okładce nazwisko autora. Ale tak, wszystko się zgadza to ten sam facet, który skradł moje serce niezwykle poruszającą i prawdziwą historią. Jednak opowieść w "Już nigdy Pan nie będzie smutny" nie jest ani poruszająca ani nawet prawdziwa. Bo, nie była nawet ciekawa. Wszystkie tanie chwyty, których Beaulieu chwytał się aby zaintrygować Czytelnika... Nakreślmy fabułę. Pewien Pan w średnim wieku postanawia umrzeć. Tak, chce popełnić samobójstwo. Nie może pogodzić się z faktem, że jego ukochana żona odeszła. Wychodzi ze swojego domu, a pod figowcem czeka na niego taksówka. Wsiada. I tak poznaje Lady Sarę, ekscentryczną staruszkę w sukni wieczorowej odpalającą jednego papierosa za drugim. Wdaje się z Nią w absurdalną rozmowę, która kończy się targiem. Lekarz daje Sarze 7 dni swojego życia. W ciągu tygodnia stara ma nauczyć go na nowo kochać życie i sprawił, aby je docenił. Brzmi górnolotnie, prawda? 

To był ten moment, kiedy "zapachniało" mi "Opowieścią wigilijną". Byłam przekonana, że zaraz wyskoczą duchy Przeszłości, Teraźniejszości i Przyszłość, aby nauczyć Doktorka żyć na nowo. Lub od nowa, jak kto woli. Niestety, nici z duchów. Wszystko jest osadzone głęboko w realnym, francuskim świecie. Choć Sara wciąż wspomina swoje ciotki - czarodziejki, po których otrzymała wiele magicznych darów. I tak zwiedzamy restauracje, cmentarze, nocne kluby, parki, mosty i podupadłe rezydencje. A to wszystko okraszone opowieściami o ciotkach Sary i przeplatane ze wspomnieniami czasów studenckich Doktora. Potencjał miało, ale wyszło mdło i nudno. 

Nie rozumiem kreacji bohaterów. W ogóle przez cały czas lektury miałam wrażenie, że nie rozumiem tej książki. Jest możliwość, że zawiera ona epokowe odkrycie o psychice przyszłych samobójców lub obfituje w prawdy życiowe, a ja tego po prostu nie rozumiem. Jest też spore ryzyko, że miało to być wnikliwe, poruszające i piękne jak "Pacjentka...", a wyszło banalnie.

Całość ratuje końcówka, która choć trochę nadaje sensu tej niewiarygodnej eskapadzie po mieście i wspomnieniach. List Sary do doktora jest najlepszym punktem powieści, jej największym smaczkiem. Wzruszyłam się. Uroniłam nawet łzę, czy dwie.I choć wydawca zapewnia nas na okładce, ze zakończenie jest nieprzewidywalne to jednak można się tego domyślić. I właśnie wtedy podniosłość osiąga apogeum, wszystko jest tak święte, piękne, dobre i mądre, że tylko papieża z zastępem archaniołów brakowało. Ale nie to jest najgorsze. Najgorszy jest OPTYMIZM. Jest go tak dużo, że przykleja się do palców, ocieka nim każda storna, rozpływa się po kartkach, zatracając w sobie sens fabuły. Nawet największy, skrajny optymista mógłby zatruć się taką dawką optymizmu.

Książka przeciętna. Porządny język i brak opisów sprawiają, że czyta się szybko. Mi udało się połknąć ją na raz, choć po pierwszych 60 stronach straciłam cały apetyty. Czytałam, wierząc w finał, który mnie zaskoczy. Czytadło, dobre, bo przeciętne. A przeciętne, bo dobre. W okropnej okładce. Raczej dla znudzonych wakacjami kobiet, które mają ochotę na coś podniosłego i patetycznego.  


Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Przekleństwo Odi" Maite Carranza

Prawie rok upłynął od chwili, gdy przeczytałam drugi tom trylogii "Wojna Czarownic". A blisko dwa lata upłynęły od momentu, w którym skończyłam pierwszą część. Dlaczego? Nie, to nie tak, że wydawnictwo zwlekało z wydaniem. Nie, autorka nie pisała kolejnych tomów wybitnie długo. Wszystkie trzy tomy trafiły pod mój dach w jednej chwili, w jednej paczce. Zakochałam się w okładkach i hiszpańskim pochodzeniu autorki. Potem sięgnęłam po pierwszy tom i... Zawiodłam się. Całkowicie. Po roku, w chorobie i z nadmiaru wolnego czasu sięgnęłam po drugi. I byłam zachwycona. Jednak wciąż bałam się, że trzeci tom będzie porażką. Cóż, nie myliłam się. Skończyłam go czytać właściwie z przyzwoitości.  "Przekleństwo Odi" Maite Carranza Anaid to wybranka z przepowiedni matki O. Pół Omar, pół Odish ma otrzymać berło i zakończyć trwającą od tysiącleci wojnę między czarownicami. Jednak istnieje ryzyko, że wybranka stanie się przeklętą. A to za sprawą tytułowego przekleństwa Od...

"Maybe Someday" Colleen Hoover

"Maybe Someday" Colleen Hoover Nie mam pojęcia, czy ta książka bardziej mnie rozczarowała czy zirytowała. To z całą pewnością najbardziej przereklamowany tytuł tego roku. Nie szkoda mi gotówki tylko ze względu na przyjemna dla oka okładkę. Choć... Być może po prostu za wiele sobie po niej obiecywałam, a dostałam coś, co jest poniżej normy? Nawet nie zacznę porównywać tego tytułu do serii "Hopeless". To dzień do nocy. Jedno co mogę z całkowitą pewnością powiedzieć o tej pozycji, to fakt, że "może kiedyś" znajdzie się ktoś komu przypadnie ona do gustu. Zanim rozpocznę wyliczankę, rzeczy, które mnie zirytowały pokrótce przybliżę fabułę... Ridge i Sydney są sąsiadami. Ona mieszka z najlepszą przyjaciółką, On z najlepszym przyjacielem i jego jędzowatą dziewczyną. Ona ma życie jak z bajki - studia i pracę oraz faceta, którego kocha i chce spędzić z nim resztę życia. On ma blokadę twórczą. Jest muzykiem, choć od trzech miesięcy nie skomponował w cało...

"Nikt nie idzie" Jakub Małecki

"Nikt nie idzie" Jakub Małecki Literackie puzzle. Rozsypane, uporządkowane bardziej poprzez ilustracje niż poprzez numerację rozdziałów. Kilkoro głównych bohaterów, kilka planów czasowych. Kalisz i Warszawa, małe miasto kontra stolica. Olga, Klemens, Igor, rodzice Klemensa i wielki nieobecny tej opowieści - Marcin, brat Igora. Najbardziej brakowało mi w tym tekście Igora. Autor jednak częściej skupia uwagę na Oldze i Klemensie, czyli typowej przedstawicielce swojego pokolenia oraz nietypowym dorosłym dziecku, zafascynowanym balonami. Gdy tylko zaczęłam czytać opowieść o Klemensie w mojej głowie pojawiła się "Poczwarka" Terakowskiej - także opowiadającej o niepełnosprawnym umysłowo dziecku i jego rodzicach. "Poczwarki" szczerze nie znoszę, sądzę, że to opowieść, która rodzi (powiela?) dziesiątki szkodliwych stereotypów. Powieść Małeckiego próbuje dystansować się względem tych stereotypów, jednak nie w pełni się to udaje. Szczególnie w rozdziałach,...