Przejdź do głównej zawartości

Posty

"Ostatni dom na zapomnianej ulicy" Catriona Ward

Bardzo nietypowy reprezentant swojego gatunku. Tak bardzo wyjątkowy i nieoczywisty, że przez pierwsze rozdziały byłam pewna, że będzie to horror, a nie thriller z wątkiem kryminalnym. Trzeba jednak podkreślić, że pierwsze rozdziały podobały mi się najbardziej, przez pierwsze 80 stron byłam wręcz zachwycona tym tytułem. Potem zaczęłam odczuwać jednak lekkie znużenie tym sposobem prowadzenia akcji i dostarczaniu czytelnikowi raz za razem sprzecznych informacji. Niestety, w połowie powieści cały czar i magia wyparowały...  Świetna warstwa językowa i narracyjna. Warto podkreślić, że absolutnie każdy z narratorów mówi swoim własnym językiem, widzi świat swoimi oczami i kategoryzuje go przez swoją wrażliwość, co świetnie pokazuje jak różnie można odebrać i zapamiętać to samo wydarzenie. I choć ogólny koncept mnie nie przekonuje, a co gorsza przywodzi na myśl skojarzania z pewnym bardzo złym filmem (bardzo znanego, tytułu nie wspomnę, aby nie zdradzać plot twistu), który wykorzystuje ten sam

"Niejedno" Barbara Woźniak

Etyka, historia medycyny, filozofia, praca na uniwersytecie, ojcostwo i alzhaimer. Dużo bardzo mocnych i ważnych tematów jak na jedną powieść. Oczywiście, nie wszystkie wybrzmiewają w równym stopniu, układ sił zmienia się w obrębie całej powieści, ale to jedynie dodaje realizmu fabule. Gdy stan chorego się pogarsza, inne obowiązki schodzą na dalszy plan, a praca i zainteresowania badawcze głównego bohatera są raczej wyrzutem sumienia niż płaszczyzną do samorealizacji. Bardzo sprawnie napisana powieść, aż trudno uwierzyć, że to literacki debiut. Język dopasowuje siędo tematyki danego fragmenty, różni się, jednoczenie nadal pozostaje językiem głównego bohatera - świetnie wykształconego, oczytanego, zagubionego, złamanego. Fragmenty poświęcone pracy naukowej, przygotowywaniu fakultetu o medycynie w III Rzeszy są bardziej naukowe, konkretne, rozmowy na czacie z córką pełne nieporozumień i niewypowiedzianego żalu, a opisy kolejnych objawów umierającego ojca przepełnia żal, smutek oraz - być

"Co powiesz na spotkanie?" Rachel Winters

O książkach średnich, miernych, zwyczajnych lub zwyczajnie nudnych pisze się jakoś wyjątkowo długo, a efekt raczej nie robi wrażenia. Dokładnie tak samo wyglądała moja lektura "Co powiesz na spotkanie?". Ciągnęło się długo, wrażenie raczej przeciętne, brytyjskie poczucie humoru ginie gdzieś pod maskami przerysowanych bohaterów, klisz i schematów. I tak z książki średniej i przeciętnej, dzieło Winters trafiło na listę powieści, w których dorośli bohaterowie zachowują się jak nastolatki, zupełnie niedojrzlai emocjonalnie i pozbawieni pozytywnych cech. Oczywiście, do samego początku wiadomo komu mamy w tej historii kibicować, a który z mężczyzn to drań, którego bohaterka powinna unikać. Przecież to romans. Nie miałam żadnych szczególnych wymagań, ani oczekiwań, przez pół książki uznawałam nawet, że to dość dobry reprezentant swego gatunku. Czułam niedobór tematyki filmowej, książki o filmach lub z filmami w tle to coś, co zawsze poprawia mi humor (jak "Wieczór filmowy"

"Targ mięsny" Juno Dawson

Zaskakująco wciągająca. Dawno nie byłam tak mocno zaangażowana w opowieść młodzieżową! Choć wynika to najprawdopodobniej z faktu, że "Targ mięsny" staje się powieścią młodzieżową dopiero w drugiej połowie powieści, mimo bardzo młodego wieku głównej bohaterki. Fabuła rozpoczyna się, gdy Jana ma szesnaście lat i zostaje wypatrzona przez łowcę twarzy z agencji modelingowej. W tym momencie życie bardzo wysokiej nastolatki o androgenicznej urodzie całkowicie się zmienia. Trudno nie dostrzec podobieństw do szalenie popularnej powieści "Daisy Jones & The Six" Taylor Jenkins Reid, która zasłynęła z tworzenia fikcyjnych biografii nieistniejących gwiazd. Ponad połowa "Targu mięsnego" jest tak szalenie podobna do opowieści o nietuzinkowej wokalistce i grupie muzycznej. Spirala sukcesu, blask fleszy, podróże, zabawa, alkohol. Dopiero w drugiej połowie pojawia się wątek typowy dla powieści młodzieżowych wraz z zagrożeniami czyhającymi na główną bohaterkę. Typowy dl

"Zjadaczka grzechów"

Cóż za rozczarowanie! To prawdopodobnie jedna z najgorszych książek tego roku. Nudna, źle napisana, autorka wciąż i wciąż potarza te same informacje, a wstęp trwa blisko pół książki. Bohaterów nie da się polubić, a dworska intryga, która miała być trzonem fabularnym jest gorsza niż w powieści dla młodszej młodzieży, dziejącej się w tym samym okresie historycznym - "Witchborn". "Zjadaczka grzechów" częściej przypomina podręcznik lub tekst paranaukowy niż powieść. Dużo lepiej wyzyskany jest ten motyw w trylogii fantasy "Córka zjadaczki grzechów" Mirandy Salisbury. Główna bohaterka, May, jest analfabetką, terroryzowana przez matkę i - mówiąc delikatnie - nie jest bystra, wydaje się wręcz nieco upośledzona umysłowo. Nic dziwnego zatem, że czytelnik raz-dwa odgaduje co się dzieje, podczas gdy bohaterka krąży pomiędzy dworem a chatą poprzedniej zjadaczki, wdaje się w relacje z wyrzutkami, trędowatymi i marginesem społecznym. May zostaje zjadaczką grzechów niejak

"Serotonina" Michel Houellebecq

"Serotonina" to niejako kontynuacja "Uległości" i "Platformy", czyli moich ulubionych powieści z dorobku kontrowersyjnego francuskiego pisarza. Oczywiście, nie jest to kontynuacja w ścisłym znaczeniu. To inny bohater, inna historia. Ale czy tak bardzo inna? Można uznać, że Houellebecq pisze wciąż tę samą książkę. Te same tropy, motywy, wątki, a przede wszystkim ta sama problematyka. Jednak w "Serotoninie" idzie o krok dalej, pokazuje do czego prowadzą patologia współczesnego społeczeństwa. Warto podkreślić, że choć pokazuje konsekwencje, to nie proponuje żadnego rozwiązania. Nie ma remedium, nie ma nadziei, są tylko złudzenia, że miłość, używki czy podróże mogą pomóc. Ktokolwiek uważa, że "Serotonina" stoi w kontrze do wcześniejszych utworów i jest równie radosna jak kolor okładki, chyba nie doczytał do końca. Nie mogę pojąć skąd panująca opinią (przez którą przez dwa lata zwlekałam z lekturą), jakoby Houellebecq był w tym utworze kimś

"Zakon drzewa pomarańczy" Samantha Shannon

"Zakon drzewa pomarańczy", czyli fantastyka dla początkujących i niezaawansowanych Smoków tyle co kot na płakał, za to kobiet zachowujących się jak rozkapryszone dziewczynki pod dostatkiem. Z pewnością, powieść Shannon to dla mnie spore rozczarowanie, jednak wynika to przede wszystkim z promocji. Kolejne recenzja, akcje promocyjne czy nawet opis na okładce nie ostrzega czytelnika, że to opowieść prosta, by nie rzecz banalna, skierowana do młodszego odbiorcy. Ba! Powieść przez pewien czas też obiecuje, że będzie rasowym fantasy dla odbiorcy, który nie jedno już czytał i widział. Tymczasem, gdzieś koło dziesiątego rozdziału autorka zrezygnowała z rozmachu jaki ma początek książek. Porzuca troje z czworga bohaterów, aby skupić się na Ead, która jest taka sama jak tuzin innych bohaterek z powieści dla młodzieży. Z potężnego świata podzielonego na Zachód i Wschód istotny staje się tylko jeden zamek, jedna komnata, a z czasem tylko jedno łoże... Książka Shannon zyskuje dużo, gdy pr