O książkach średnich, miernych, zwyczajnych lub zwyczajnie nudnych pisze się jakoś wyjątkowo długo, a efekt raczej nie robi wrażenia. Dokładnie tak samo wyglądała moja lektura "Co powiesz na spotkanie?". Ciągnęło się długo, wrażenie raczej przeciętne, brytyjskie poczucie humoru ginie gdzieś pod maskami przerysowanych bohaterów, klisz i schematów. I tak z książki średniej i przeciętnej, dzieło Winters trafiło na listę powieści, w których dorośli bohaterowie zachowują się jak nastolatki, zupełnie niedojrzlai emocjonalnie i pozbawieni pozytywnych cech.
Oczywiście, do samego początku wiadomo komu mamy w tej historii kibicować, a który z mężczyzn to drań, którego bohaterka powinna unikać. Przecież to romans. Nie miałam żadnych szczególnych wymagań, ani oczekiwań, przez pół książki uznawałam nawet, że to dość dobry reprezentant swego gatunku. Czułam niedobór tematyki filmowej, książki o filmach lub z filmami w tle to coś, co zawsze poprawia mi humor (jak "Wieczór filmowy" Lucy Courtenay lub "Zwyczajna opowieść o miłości" Stevena Camdena). Sytuacja zmieniła się w drugiej połowie, gdy główna bohaterka zawiesza plan odgrywania scen z filmów romantycznych i skupia się na organizacji wieczoru (weekendu) panieńskiego przyjaciółki.
Cóż... Gdy akcja przenosi się poza Londyn, podczas owego wieczoru panieńskiego wychodzą wszelkie mankamenty tej powieści. Przede wszystkim, nieumiejętność tworzenia dorosłych bohaterów. Bohaterka dziecięca całkiem dobrze autorce wyszła, ale paczka przyjaciół głównej postaci oraz ona sama przypominają raczej bandę gimnazjalistów niż grupkę trzydziestolatków. Składają się z trzech lub czterech cech, raczej negatywnych, ich relacje są płaskie, bohaterowie ze sobą wcale nie rozmawiają, a jedynie reprezentują stereotypowych znajomych, którzy musza się rzekomo pojawić w powieści obyczajowej lub romansie. Podobnie stworzeni są inni bohaterowie, których Evie poznaje w pracy. Na tym tle Evie także wypada wyjątkowo blado, jest szalenie naiwna i dziecinna (prawie tak bardzo jak January, główna bohaterka "Beach read"), stwarza kolejne problemy na siłę.
Nie polecam tej powieści nawet jako czytadło na plażę lub do pociągu. Bohaterowie zbyt mocno mnie denerwowali, wydarzenia związane z weekendem panieńskim i ślubem są tak absurdalne, że przeskoczyły w moim prywatnym rankingu przyjęcie z księżmi i prostytutkami z "Dziennika Bridget Jones". Książka nie jest ani zabawna, ani ciekawa, ani dość "filmowa", żeby budzić jakieś ciepłe uczucia. Mam nadzieję, że wkrótce o niej zapomnę na dobre.
Komentarze
Prześlij komentarz