Przejdź do głównej zawartości

"Siostra gwiazd" Marah Woolf

W poszukiwaniu czegoś nieangażującego oraz nie zbyt wymagającego, rzuciłam się w wir powieści młodzieżowych. Zwabiona piękną okładką, na pierwszy ogień wzięłam początek trylogii niemielnickiej autorki, znanej już polskim czytelnikom. Mnie wcześniej nie dane było sięgnąć po żadną z przetłumaczonych książek, ale historia trzech sióstr czarownic wydała się całkiem interesująca.

Autorka postanawiało nic czytelnikowi nie wyjaśniać, żadnych informacji eksplicytnych, podanych na tacy. Samo w sobie, nie jest to nic złego, pod warunkiem, że czytelnik zdoła się sam połapać w świecie przedstawionym, prędzej czy później pozna reguły rządzące wykreowanym fantastycznym światem. Cóż, nie tym razem... Nawet po przeczytaniu całości nie wiem czym różni się mag od czarodzieja wedle zamysłu autorki. Kto należy do Loży, a kto do Kongregacji, jakie są cele i na czym polega władza tych organizacji oraz w którym wieku rozgrywa się akcja! Z jednej strony bohaterki oglądają seriale na Netflix, chodzą w legginsach oraz jeżdżą autem, ale pozostali bohaterowie mieszkają w zamku z fosą i mostem zwodzonym, a poród wywołuje się jedzenie liści malin... 

Wątek miłosny najlepiej opisuje tytuł starego przeboju Grzegorza Turnaua - Miejscowa idiotka z tutejszym kretynem. Główna bohaterka, Vianne, zachowuje się jak dziecko, choć od dawna nim nie jest. Nie przeszkadza jej sypianie z zaręczonym mężczyzną, ale jego ślub, motywowany polityką i sojuszami, traktuje jak osobisty policzek. Sama nie wie czego chce, a gdy okazuje się, że jest wyjątkowa (a jakże!) igneruje pomoc i zdrowy rozsądek, aby nadal biegać za  wyidealizowanym wspomnieniem chłopaka, który stał się bucem. Całość ratuje tylko to, że wątek miłosny jest tak nieangażujący, przewidywalny i typowy, że zupełnie nie wzbudza emocji. Nawet tych negatywnych. 

Całą fabułę można streścić do kilku zdań. Bohaterki wracają z Wielkiej Brytanii do Francji, do rodzinnego domu, bo nadciąga woja pomiędzy demonami a... całą resztą świata? Nadal nie wiem. Następnie dzieją się rzeczy związane z szykowaniem się do wojny, sojusze, pakty, pertraktacje, ale to tylko tło do dwóch wątków miłosnych. Vianne i Ezra nie mogą się znieść, choć ich do siebie ciągnie, a najstarsza siostra, Aimee, nie może oprzeć się pewnemu demonicznemu przystojniakowi. Rzecz ciągnie się tak długo, że wojna w końcu wybucha, a książka się kończy. Bum! Czekajmy na drugi dom.

To rzadki (a może nie?) przypadek książki tak głupkowatej, że aż zabawnej. Mimo ogromnych luk fabularnych i logicznych oraz poczucia niedoinformowania bawiłam się przednio, czasem nawet śmiejąc się w głos, podczas lektury o seksmarmoladzie. Czy sięgnę po kolejne tomy? Być może, jeśli znów będę równie zmęczona ambitniejszą literaturą. Polecam, z zastrzeżeniem, że nie jest to książka najwyższych lotów, a świat przedstawiony to mieszanka wszystkiego ze wszystkim. Mam nadzieję, że kolejne tomy skupią się na pozostałych siostrach, bo histeryzującej i rozpieszczonej Vianne mam już dość.

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

"Przekleństwo Odi" Maite Carranza

Prawie rok upłynął od chwili, gdy przeczytałam drugi tom trylogii "Wojna Czarownic". A blisko dwa lata upłynęły od momentu, w którym skończyłam pierwszą część. Dlaczego? Nie, to nie tak, że wydawnictwo zwlekało z wydaniem. Nie, autorka nie pisała kolejnych tomów wybitnie długo. Wszystkie trzy tomy trafiły pod mój dach w jednej chwili, w jednej paczce. Zakochałam się w okładkach i hiszpańskim pochodzeniu autorki. Potem sięgnęłam po pierwszy tom i... Zawiodłam się. Całkowicie. Po roku, w chorobie i z nadmiaru wolnego czasu sięgnęłam po drugi. I byłam zachwycona. Jednak wciąż bałam się, że trzeci tom będzie porażką. Cóż, nie myliłam się. Skończyłam go czytać właściwie z przyzwoitości.  "Przekleństwo Odi" Maite Carranza Anaid to wybranka z przepowiedni matki O. Pół Omar, pół Odish ma otrzymać berło i zakończyć trwającą od tysiącleci wojnę między czarownicami. Jednak istnieje ryzyko, że wybranka stanie się przeklętą. A to za sprawą tytułowego przekleństwa Od...

"Maybe Someday" Colleen Hoover

"Maybe Someday" Colleen Hoover Nie mam pojęcia, czy ta książka bardziej mnie rozczarowała czy zirytowała. To z całą pewnością najbardziej przereklamowany tytuł tego roku. Nie szkoda mi gotówki tylko ze względu na przyjemna dla oka okładkę. Choć... Być może po prostu za wiele sobie po niej obiecywałam, a dostałam coś, co jest poniżej normy? Nawet nie zacznę porównywać tego tytułu do serii "Hopeless". To dzień do nocy. Jedno co mogę z całkowitą pewnością powiedzieć o tej pozycji, to fakt, że "może kiedyś" znajdzie się ktoś komu przypadnie ona do gustu. Zanim rozpocznę wyliczankę, rzeczy, które mnie zirytowały pokrótce przybliżę fabułę... Ridge i Sydney są sąsiadami. Ona mieszka z najlepszą przyjaciółką, On z najlepszym przyjacielem i jego jędzowatą dziewczyną. Ona ma życie jak z bajki - studia i pracę oraz faceta, którego kocha i chce spędzić z nim resztę życia. On ma blokadę twórczą. Jest muzykiem, choć od trzech miesięcy nie skomponował w cało...

"Nikt nie idzie" Jakub Małecki

"Nikt nie idzie" Jakub Małecki Literackie puzzle. Rozsypane, uporządkowane bardziej poprzez ilustracje niż poprzez numerację rozdziałów. Kilkoro głównych bohaterów, kilka planów czasowych. Kalisz i Warszawa, małe miasto kontra stolica. Olga, Klemens, Igor, rodzice Klemensa i wielki nieobecny tej opowieści - Marcin, brat Igora. Najbardziej brakowało mi w tym tekście Igora. Autor jednak częściej skupia uwagę na Oldze i Klemensie, czyli typowej przedstawicielce swojego pokolenia oraz nietypowym dorosłym dziecku, zafascynowanym balonami. Gdy tylko zaczęłam czytać opowieść o Klemensie w mojej głowie pojawiła się "Poczwarka" Terakowskiej - także opowiadającej o niepełnosprawnym umysłowo dziecku i jego rodzicach. "Poczwarki" szczerze nie znoszę, sądzę, że to opowieść, która rodzi (powiela?) dziesiątki szkodliwych stereotypów. Powieść Małeckiego próbuje dystansować się względem tych stereotypów, jednak nie w pełni się to udaje. Szczególnie w rozdziałach,...