"Na przekór nocy" |
Główną bohaterką jest Lu - siedemnastoletnia dziewczyna. Ale jej problemem nie jest zazdrość koleżanek i wybór ubrań na sobotnią imprezę. Jej głowę zaprzątają rachunki za gaz, wodę i telefon, młodsza siostra, która nie chce jeść kanapek z tuńczykiem i rozwalona klamka w drzwiach od sypialni. A to dlatego, że Lu została sama. Nie, nie sama. Z siostrą, z Wren. Ich mama odeszła, a tata zachorował i został umieszczony w szpitalu dla psychicznie chorych. Lu nie chce przyznać się przed nikim w jakiej sytuacji się znalazła. Zbyt bardzo boi się stracić Wren. Dlatego podejmuje walkę. Z pomocą najlepszej przyjaciółki Eden i jej przystojnego brata bliźniaka Digby'ego Lu staje się matką i siostrą w jednej osobie.
Najbardziej bałam się, że to kolejne książka o miłości, a romantyczny nastrój przysłoni zmartwienia i napełni puste brzuchy obu dziewczyn. Nic bardziej mylnego. Miłość pojawia się dopiero w połowie powieści, a i tak Lu jest bardziej matką dziesięcioletniej siostry niż zakochaną siedemnastolatką. Dzięki temu bardzo ją polubiłam. Dorosła w przeciągu kilku dni, może nawet podczas jednego poranka, gdy zdała sobie sprawę, że wakacje mamy trwają więcej niż zamierzała. Dorosła i pozostała dorosłą - miłość nie odebrała jej rozumu i przyniosła szczęśliwego zakończenia po ósmej stronie.
Wielką zaletą były zwroty akcji - naprawdę niespodziewane. Podczas lektury pozwoliłam sobie zapomnieć, że nawet gdy jest bardzo źle to zawsze może być jeszcze gorzej. Cóż, i dałam się zaskoczyć. Ale równie bardzo intrygował mnie wątek dobrych aniołów, które raz po raz zostawiały na ganku domu dziewczyn kosze z jedzeniem. Nie domyśliłam się, kto postanowił zostać świętym za życia. Drugą zaletą jest fakt, że w tej powieści nic nie dzieje się samo, a rozwiązania problemów nie spadają jak grom z jasnego nieba. Żadnego deux ex machina. Na wszystko trzeba zapracować mimo pomocy aniołów, a i sama Lu nie jest ideałem. Krzyczy, płacze i ma słabe stopnie w szkole i straszne wyrzuty sumienia. Walczy, choć ta walka ją wykańcza. Lu jest prawdziwa, autentyczna i niezwykle silna.
Pokochałam tę książkę także za postać Wrenny. Dziesięcioletnia istotka skradła mi serce swoją dorosłym zachowaniem i siłą, którą zaskoczyła wszystkich bohaterów. Najgorszym momentem w książce jest jej finał - pojawia się niespodziewanie i trochę "urywa" historię w pół zdania. Trzy razy sprawdzałam, czy czegoś nie pominęłam. Ale być może ta historia dodatkowo zyskuje, staje się jeszcze bardziej dojrzała i dorosła, dzięki kompozycji otwartej. Czyta się bardzo szybko. Przeczytałam całość na raz, jednego wieczoru. Powieść nie jest długa, akcja bardzo szybko się rozwija. Pierwsze pięćdziesiąt stron było wprowadzeniem i przedstawianiem świata, potem sama nie wiem kiedy przewracałam kolejne strony i kibicowałam dwóm porzuconym dziewczynom.
Polecam gorąco. Chyba każdemu. Małym i dużym. Tym, którzy potrzebują nadziei i tym, którzy chcą sobie przypomnieć, że życie nie jest proste i łatwe. Wciąga, bawi i dostarcza wielu innych emocji. Gdyby nie smutek, który towarzyszy mi po zakończeniu lektury byłaby to idealna książka... Z pewnością wrócę do niej jakiegoś szarego, nijakiego dnia.
Komentarze
Prześlij komentarz