Chyba nieświadomie stałam się fanką twórczości Davida Levithana. A konkretniej - jego stylu, Sposobu formułowanie myśli, tworzenia światów i snucia historii. I chyba właśnie dlatego poczułam tak wielkie rozczarowanie, gdy zorientowałam się, że w "Pewnego dnia" nie znajdę nowej historii. Ani nawet dalszej części wydarzeń opisanych w "Każdego dnia". Za to dostałam jeszcze raz tę samą historię, ale opowiedzianą z innego punktu widzenia. Tym razem narratorem jest Rhiannon. Wszystko rozpoczyna się w dniu, gdy wraz ze swoim chłopakiem ucieka ze szkoły, aby spędzić cudowny dzień na plaży. Dzień inny od wszystkich, bo pełen czułości, ciepła i miłości, której tak potrzebuje. Dzień tak inny niż wszystkie, że zdaje się być jedynie ułudą, marzeniem na jawie... Następnego dnia jest jednak jeszcze dziwniej. Justin prawie nic nie pamięta z wydarzeń nad oceanem. Odpowiada półsłówkami, nie przypomina sobie jakie piosenki śpiewali, ani też jak bardzo oboje byli szczęśliwi... ...
Recenzje książek. Mordercza dawka ironii.