Przejdź do głównej zawartości

Posty

"Gra na dwa fronty" Lily London

Tak idiotycznej książki już dawno w rękach nie miałam. Prawdopodobnie to jedna z najgorszych powieści wydanych w tym roku, a z całą pewnością jest to najmniej udany reprezentant powieści obyczajowej. Nie mam pojęcia dlaczego wydawca określa dzieło Lily London jako komedię romantyczną. Najbardziej irytującym elementem tej powieści jest narracja, która stoi w sprzeczności z działaniami bohaterów. Wielokrotnie podkreślane jest w jakiej zażyłości główna bohaterka pozostaje ze swoją mamą, chłopakiem oraz przyjaciółką, podczas gdy praktycznie z nimi nie rozmawia, unika z najbardziej trywialnych powodów, a w ostateczności okazuje się, że jej najbliższe osoby wcale jej nie znają. Dotyczy to także traumy, związanej z przeszłością bohaterki. Naprawdę trudno uwierzyć w ciągłe zapewniania o bliskiej więzi pomiędzy Giną a jej mamą, gdy przez znaczną część fabuły bohaterka wymyśla preteksty, aby nie odzywać się do rodzicielki. Wielka przyjaźń jaka rzekomo łączy ją i jej najlepszą przyjaciółkę, to re
Najnowsze posty

"Sezon luster" Anna-Marie McLemore

"Sezon luster" reklamowany jest jako wyjątkowa powieść, odmienna od wszystkich innych przetłumaczonych na język polski powieści młodzieżowych, poruszających trudne tematy o bohaterach ze społeczności LGBTQ+.  W rzeczywistości jest to średnia powieść, zawierająca błędy w konstrukcji utworu oraz dość typowe przedstawienie tematyki dla powieści dla młodszych czytelników. Realizm magicznym zawarty w tej powieści to chyba jej największa wada. Wykorzystanie motywów z baśni o Królowej Śniegu da się jeszcze jakoś obronić, ale magiczny dar Cieli... Po przeczytaniu całej książki nadal nie mam pojęcia dlaczego osoba autorska zdecydowała się na wprowadzenie tego motywu, który jedynie odrealnia całą historię, główną bohaterką, a także jej traumę! Literacki strzał w kolano. Trauma będąca głównym tematem utworu jest bagatelizowana przez złe wykorzystanie estetyki realizmu magicznego, która jest szalenie bliska wprowadzeniu wątku fantastycznego - magiczna moc, która pozwala Cieli zgadywać ja

"Dom Holendrów" Ann Patchett

Po trudnym do przebrnięcia, ale jakże satysfakcjonującym, "Dziedzictwie" tej autorki miałam dość spore oczekiwania wobec jej najnowszej powieści o matce marnotrawnej. I choć powieść stoi trudnymi relacjami rodzinnymi, na czele z motywem okrutnej macochy, to sylwetka matki zdaje się jednym, wielkim, niewyczerpanym potencjałem. Powieść o wielkiej nieobecności, o matce, która znika z życia rodziny pozostawiając po sobie niewysłowioną pustkę i zmuszając córkę do przejęcia jej obowiązków względem dużo młodszego syna. I tak oto "Dom Holendrów" staje się portret tej matczyno-siostrzanej roli jaką odgrywa Maeve wobec Danny'ego przez wiele lat, a czytelnicy śledzą ich przemiany od czasów dzieciństwa aż po wiek dojrzały. Ponadto, gdzieś tam w tle majaczą sylwetki ojca, macochy, przyrodnich sióstr oraz kucharki i sprzątaczki, które są dla porzuconych dzieci niczym rodzina. Z jednej strony, tę powieść czyta się łatwiej, bardziej płynnie niż "Dziedzictwo", w którym

"Życie Violette" Valerie Perrin

Przyciągająca wzrok okładka ze złoceniami, nadmierna promocja i Zupełnie przeciętna powieść obyczajową, którą czytelnik poznaje niechronologicznie, choć w życiu Violette nie ma absolutnie nic zaskakującego, zarówno pod względem literackich motywów i nawiązań, ram gatunkowych, jak i pod względem stylu, języka, metaforyki oraz symboliki. Kwiecisty styl pełen truizmów w stylu Paulo Coelho drażni i irytuje, gdy czyta się rozdział za rozdziałem. Robienie dłuższych przerw pomiędzy kolejnymi sesjami z tą książką wydaje się konieczne, aby pozbyć się ciągłego uczucia d éjà vu . Opisy uprawy pomidorów i sadzenia kwiatów również nie ułatwiają lektury, choć bardzo krótkie rozdziały i przeplatanie fragmentów retrospektywnych z współczesnymi usprawniają cały proce.  Najciekawszy  –  a z pewnością najzabawniejsze  –  są fragmenty, w których główna bohaterka rozmawia z księdzem. Nie ucieka od tematów religijnych, ale nie popada w patos, towarzyszący opisom uprawy warzywniaka i rozmów z poprzednim opie

"Gorzki smak jej wielkiej radości" Tahereh Mafi

Shadi jest muzułmanką, która żyje w USA po atakach na World Trade Center i zmaga się z wieloma problemami... Wojna przeciwko Irakowi stała się faktem. Brzmi znajomo? Rzeczywiście, opis tej powieści do złudzenia przypomina tekst z czwartej strony okładki poprzedniej powieści o tytule "Gdyby ocean nosił twoje imię". Podobieństw jest wiele, choć za drugim razem wyszło zdecydowanie ciekawiej, nawet wątek miłosny wypada nieco barwniej i mniej schematycznie. Oczywiście, podobieństw jest wiele. Choć tutaj na pierwszy plan wysuwają się kłopoty rodzinne, a romans pojawia się dopiero w drugiej połowie powieści, niewątpliwie jest to działo bardziej udane, choć nierówne. Najlepszym dowodem jest język. W pierwszych rozdziałach sensualny, skupiony na emocjach i zmysłach. Zapachy, faktury, dźwięki wylewają się ze stron, zalewają nie tylko bohaterkę, która za wszelką cenę chce zniknąć i zagłuszyć swoje emocje, ale również czytelnika, który początkowo nie może odnaleźć się w świecie przedstaw

"Wszystkie kolory moich wspomnień" Emily X.R. Pan

Rozczarowanie, choć nie miałam szczególnie dużych oczekiwań względem tej pozycji. Jednak, warto już we wstępie podkreślić, że nie jest to zła pozycja. Jest zwyczajnie nijaka, nie wzbudza żadnych emocji. Ani żałoba, ani depresja nie są przedstawione w sposób emocjonujący, cała historia nie dość, że nie rozbudza zainteresowania, to również nie wnosi niczego nowego. Realizm magiczny - postrzeganie przez główną bohaterkę matki jako ptaka po jej śmierci - nie jest uzasadnione w żaden sposób, nawet jedno zdanie nie tłumaczy czytelnikowi dlaczego jest to ptak, a nie inna postać. Wraz z rozwojem fabuły pojawią się kolejne nadnaturalne elementy, między innymi widzenia, których bohaterowie doświadczają pod wpływem kadzidełek, a które służą autorce jedynie do przedstawienia historii młodości matki Leigh. Najbardziej niepotrzebnymi elementami książki są retrospekcje, które przeważają w drugiej połowie powieści. Jest ich naprawdę dużo, a służą jedynie ukazaniu relacji pomiędzy Leigh, a jej najlepsz

"Ciekawe czasy" Naoise Dolan

On, ona i... Ona. Hong Kong, tak bardzo współczesny, że bardziej się już nie da. Z całą pewnością, nie jest to love story w klasycznym znaczeniu. Nie zaryzykowałabym nawet stwierdzenia, że to opowieść o miłości. To raczej portrety trzech jednostek, które choć dziwaczne, niestandardowe i niesympatyczne, to bardzo ludzkie i... typowe. Nie sposób odmówić autorce umiejętności obserwacji i wyłapywania z rzeczywistości ciekawych zjawisk, sytuacji, schematów relacji czy sposobów komunikacji. Niewątpliwie, najciekawsze fragmenty to te, które dotyczą języka. Zarówno języka jako takiego, narzędzia do wyrażania siebie i nadawania sensu myślom, jak i języka angielskiego, jego różnych odmian, dialektów i gwar. Refleksje metajęzykowe prowadzą główną bohaterkę, Ava, do jeszcze bardziej interesujących rozważań nad współczesnym społeczeństwem zagubionym w globalnej wiosce. Bohaterka zagubiona we własnych decyzjach, wybiera pomiędzy wygodą, spełnianiem marzeń, oczekiwaniami rodziny, presją społeczną i z