Cóż za rozczarowanie! To prawdopodobnie jedna z najgorszych książek tego roku. Nudna, źle napisana, autorka wciąż i wciąż potarza te same informacje, a wstęp trwa blisko pół książki. Bohaterów nie da się polubić, a dworska intryga, która miała być trzonem fabularnym jest gorsza niż w powieści dla młodszej młodzieży, dziejącej się w tym samym okresie historycznym - "Witchborn". "Zjadaczka grzechów" częściej przypomina podręcznik lub tekst paranaukowy niż powieść. Dużo lepiej wyzyskany jest ten motyw w trylogii fantasy "Córka zjadaczki grzechów" Mirandy Salisbury. Główna bohaterka, May, jest analfabetką, terroryzowana przez matkę i - mówiąc delikatnie - nie jest bystra, wydaje się wręcz nieco upośledzona umysłowo. Nic dziwnego zatem, że czytelnik raz-dwa odgaduje co się dzieje, podczas gdy bohaterka krąży pomiędzy dworem a chatą poprzedniej zjadaczki, wdaje się w relacje z wyrzutkami, trędowatymi i marginesem społecznym. May zostaje zjadaczką grzechów niejak...
Recenzje książek. Mordercza dawka ironii.